Detale, witraże, polichromie. Poznańskie klatki schodowe to prawdziwe perełki architektury
Z biegiem lat zamiłowanie do klatek urosło do takiej skali, że znajomi zaczęli mnie z nimi kojarzyć, chcieli bym pokazał im jakąś, która warta jest uwagi. Śledziłem tematyczne strony internetowe, poznałem wspaniałych ludzi dzielących podobne zainteresowania – mówi Zbigniew Zachariasik, przewodnik miejski po Poznaniu, autor wydanej niedawno książki "Klatki schodowe w Poznaniu. Centrum, Jeżyce, Łazarz".
Autor: MB
Zdjęcia: Zbigniew Zachariasik, Jędrzej Górnaś
Zanim zakochał się Pan w architekturze Poznania, urzekło Pana miasto.
Klatki schodowe to temat na tyle niepozorny, że cieszę się, że mogę nim nieco zarazić i więcej o nim opowiedzieć. Moje zamiłowanie do samych klatek na pewno powiązane jest z pasją do Poznania - to tutaj wszystko się zaczęło. Przyjechałem do stolicy Wielkopolski dokładnie 12 lat temu. Oczarowany urokiem miasta, które w końcu mogłem poznawać na co dzień, zaglądałem głębiej, spacerowałem i odkrywałem jego zakamarki. Nie czułem się tu nigdy przytłoczony, lubiłem miasto jako tkankę urbanistyczną, tyle się tu działo. Miałem również poczucie, że potrafię spojrzeć na nie w inny, może nieco naiwny w swym oczekiwaniu, sposób. To był początek mej poznańskiej historii.
Pamięta Pan swój pierwszy zachwyt nad poznańską klatką schodową?
Z biegiem czasu amatorsko zacząłem się również interesować fotografią, głównie wykonywaną smartfonem. Telefon zawsze był pod ręką, zresztą nadal tak jest, a podczas spaceru uchwycenie czegoś, co wpadło w oko, nie wiązało się z rozstawianiem większego sprzętu. Podczas tych eksploracji zawędrowałem na ulicę Matejki, która na pierwszy rzut oka robi wrażenie, a im dalej w las... To właśnie tam zajrzałem na pierwszą poznańską klatkę schodową.
"Zajrzałem tam, by zobaczyć klatkę schodową" - jakże abstrakcyjnie może to brzmieć. Czułem wtedy skrępowanie tym, że wchodzę komuś niemal do domu, pomieszanie z zachwytem nad tym, co widzę. To był mały zaczątek tego, co teraz zmaterializowało się w książkę o nich.
Co takiego jest w klatkach schodowych, że postanowił poświęcić im Pan książkę, a wcześniej popularny na Facebooku fanpage "Klatki schodowe warte Poznania"?
Z biegiem lat zamiłowanie do klatek urosło do takiej skali, że znajomi zaczęli mnie z nimi kojarzyć, chcieli bym pokazał im jakąś, która warta jest uwagi. Śledziłem tematyczne strony internetowe, poznałem wspaniałych ludzi dzielących podobne zainteresowania. Wcześniej zastanawiałem się, o co chodzi z tymi klatkami, że tak mało osób zwraca na nie uwagę, przecież tyle w nich uroku, piękna, i historii.
Zaglądając na klatki schodowe, robiłem im przy okazji zdjęcia. Detale, witraże, polichromie. Zebrał mi się spory materiał do tego, by pokazać go szerszej publiczności. Początkowo pokazywałem je na tematycznych grupach czy gościnnie na innych profilach związanych z architekturą i miastem. Pomysł na utworzenie własnej strony wydawał mi się tak bardzo niepotrzebny, mimo sugestii znajomych, bo kto będzie chciał oglądać klatki schodowe...
Mimo obaw, udało się Panu jednak zgromadzić wokół niszowego tematu sporą społeczność.
Okazało się, że spontanicznie stworzony profil o klatkach schodowych został przyjęty niezwykle ciepło. Chęć poznania kamienic od nieco intymnej ich strony okazała się niszą, która mimo istniejących już, podobnych tematycznie stron internetowych, potrzebuje ciągłego wypełniania.
A to napawało mnie motywacją do ich ciągłego odkrywania. Tak jest do tej pory, rozszerzam jedynie tą przypadłość do innych miejscowości. Gdy planuję wyjazdy, nie może zabraknąć również adresów, pod które warto zajrzeć, i być może zachwycić się ponownie. Klatkowy prym wiodą tutaj na pewno miasta i miasteczka Dolnego Śląska czy Szczecin, choć może się okazać, że w najbardziej niepozornej miejscowości znaleźć można płytki sprzed 120 lat czy z żeliwne tralki w unikatowym zdobieniem.
Które klatki schodowe w Poznaniu zaliczyłby Pan do swojego TOP 3?
Mamy w Poznaniu prawdziwe "klatkowe" perły. Z czystym sumieniem można rzec, że wiele z nich to prawdziwe działa sztuki. Trudno wybrać choćby pięć, które mogłyby uchodzić za najpiękniejsze. Sam nie jestem obiektywny w ich ocenianiu, natomiast takie, które swym rozmachem szokują, to na pewno jeżycka klatka schodowa z ulicy Jackowskiego 38, jedna z najbardziej kolorowych w mieście, którą dekorują kwiaty występujące wyłącznie na terenie Polski; łazarska klatka z Wyspiańskiego 10, którą zdobi ogromny witraż i wewnętrzny balkon (!) oraz jedyna w swoim rodzaju klatka schodowa znajdująca się przy Placu Cyryla Ratajskiego 8.
Jest Pan również przewodnikiem miejskim po Poznaniu. Czy coraz więcej osób zaczyna interesować się lokalną architekturą?
Jako przewodnik miejski rozmawiam z wieloma osobami. Wielokrotnie słyszę słowa zachwytu rodzimych mieszkańców miasta, którzy nigdy wcześniej nie zwracali uwagi na otaczającą ich architekturę. Poznają ją na nowo i widzą, że do zachwytu nad nią nie trzeba wiele, czasem zadarcie głowy ku górze sprawia, że można dostrzec piękno wkomponowane w fasadę budynku. Natomiast spotykam coraz więcej osób, których podobne spojrzenie na otaczający nas świat i dociekliwość w jego odkrywaniu sprawia, iż wierzę że jesteśmy na dobrej drodzę, by zadbać o to, co dawni architekci pozostawili nam w spadku.
Fot. portretowe Jędrzej Górnaś
Czy to zainteresowanie przekłada się na poprawę stanu poznańskich kamienic?
Nasze miasta przechodziły często radykalne zmiany na przestrzeni lat. Mam wrażenie, że znaleźliśmy się w punkcie doceniania architektury i wzmożonej staranności o jej pielęgnację. Stało się atrakcyjne, by zachować to co stare, a co zniszczone - odnawiać w możliwie odwzorowany sposób. To daje wymierne skutki, o takich miejscach mówi się jako tych, które dekoracyjnie promują nasze miasta. I wierzę, że na tym nie poprzestaniemy.
Gdzie można kupić Pana książkę?
Książkę "Klatki schodowe w Poznaniu. Centrum, Jeżyce, Łazarz" można kupić w Centrum Informacji Miejskiej, w małych księgarniach oraz na stronie internetowej Wydawnictwa Miejskiego Posnania.