„Dizajn to zabawa” – rozmowa z Adamem Szczęsnym z Yam Yest Design
Kurzostóp, Biurczak, Cosmoszron, Duchol, Glucior, Grzybek. Wbrew pozorom nie są to imiona bohaterów kreskówki dla dzieci. To lampy projektu Adama Szczęsnego, czyli Yam Yest Design, który nadaje im nie tylko zabawne nazwy, ale też barwy i formy. Urodził się w Pszczynie na Górnym Śląsku, później zamieszkał w Gliwicach, a następnie w Łodzi, gdzie odkrył miłość do dizajnu. Studiował architekturę, obecnie pracuje jako projektant wzornictwa. Mimo że jego droga do tej kariery była dosyć kręta, dziś wie, że jest we właściwym miejscu.
Ukończyłeś studia architektoniczne, pracujesz jako projektant wzornictwa. Jak do tego doszło?
Po studiach przez pierwsze dwa lata pracowałem w biurach architektonicznych. Nigdy nie czułem tego kierunku w 100%. Wiedziałem, że muszę wiele poświęcić. Aby zostać niezależnym architektem, musiałbym przez wiele lat pracować jako asystent. Czułem, że bez pasji i uporu (których zupełnie nie miałem) to się po prostu nie uda. Porzuciłem architekturę po jednym poważniejszym nieporozumieniu z szefem. Zacząłem szukać pracy zupełnie gdzie indziej. Pracowałem w IKEA, potem pracowałem jako projektant CAD w korporacji. To wszystko również nie przyniosło mi satysfakcji.
Wzornictwem zafascynowałem się w Łodzi. Przeprowadziłem się tu z Gliwic na studia architektoniczne drugiego stopnia. Po raz pierwszy poszedłem na Łódź Design Festival, gdzie zafascynowałem się dizajnem. Wcześniej nie skupiałem się szczególnie na tym, co nas otacza. Zawsze zwracały moją uwagę dizajnerskie meble, ale dopiero podczas festiwalu uświadomiłem sobie, że każdy przedmiot ma swoje ramy, funkcję, ergonomię itd. To doświadczenie otworzyło mi głowę.
Zainteresowała mnie też technologia CNC. Sam się jej wcześniej nigdy nie uczyłem, ale spodobała mi się wizja, że mogę narysować coś w 2D, wysłać to do wycięcia i z tego, co otrzymam, złożyć jakiś obiekt. Zacząłem robić proste taborety czy stoliki.
Wtedy pomyślałem: „Dobra, architektem nie będę. Ale może zostanę projektantem wzornictwa?”
Zacząłem uczyć się programu do modelowania 3D, czyli Fusion 360 w Autodesk. Stworzyłem pierwszy model, który mógł zostać wydrukowany. Była to lampa „Simplegs”. Dodałem do niej nóżki ze sklejki. Okazało się, że jest ładna i że działa. Podłączenie pierwszych przewodów do oprawki żarówki było niesamowitym przeżyciem. Odkryłem, że potrafię zrobić lampkę.
Czy dziś sam drukujesz swoje projekty?
Oczywiście. Obecnie drukuję każdy obiekt 3D, który projektuję. Gdy zakładałem firmę, kupiłem dwie drukarki 3D. Zależało mi na tym, aby być samowystarczalnym. Lubię pracować sam. Miało to dla mnie ogromne znaczenie, aby móc panować na wszystkim.
Na Twojej stronie można dowiedzieć się, że obiekty drukujesz przy użyciu filamentu PLA. Czym charakteryzuje się ten materiał?
PLA to najpopularniejszy rodzaj filamentu do druku 3D, który – w przeciwieństwie do innych – nie wymaga specjalistycznej komory wokół drukarki, utrzymującej ścisłą temperaturę i wilgotność powietrza. To jeden z łatwiejszych materiałów do pracy. Surowiec ten nie nadaje się do konstruowania narzędzi czy przedmiotów użytkowych narażonych na ścieranie bądź obijanie. Świetnie jednak nadaje się do tworzenia form, które mają utrzymać wyłącznie własny ciężar. Oprócz tego ważnym atutem filamentu PLA jest fakt, że zrobiony jest ze skrobi kukurydzianej lub innych surowców pochodzenia roślinnego. Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Pierwsza lampa mojego autorstwa była czarna. Gdy użyłem żółtej i białej barwy do wytworzenia lampy, okazało się przez PLA w jaśniejszym kolorze wspaniale przenika światło.
Twoje lampy są bez wątpienia bardzo oryginalne. Jedna przypomina obcego z kosmosu, inna kurzą stopę. Jak znajdujesz dla nich inspiracje?
Zawsze powtarzam, że nie inspiruję się niczym, a jednocześnie wszystkim. Rzadko się zdarza, aby jakiś ujrzany przeze mnie na ulicy kształt zainspirował mnie do zaprojektowania lampy. To są raczej obrazy, które zapisują się w mojej podświadomości. Czasem dosłownie zaświeca mi się żarówka w głowie, formy sklejają się w całość. Wtedy mam ochotę szybko spróbować zaprojektować coś, bazując na tej wizji. Czasem jednak po prostu włączam komputer, zaczynam bawić się narzędziami i kształt przedmiotu tworzy się z przypadku.
Czy podczas projektowania – oprócz programów komputerowych – korzystasz też z innych narzędzi, np. papieru i ołówka?
Zdarza się, ale wiem, że moja ręka nie jest tak precyzyjna jak program i moje oko. Właściwie używam kartki i ołówka tylko wtedy, gdy wpadnie mi do głowy jakiś pomysł, a nie mam w danej chwili dostępu do komputera.
Jakie obiekty lubisz projektować i produkować najbardziej?
Zdecydowanie lampy. Jest to obiekt, który może być bardzo fikuśny w swojej formie, nie musi znosić obciążeń. Jest dekoracją, ale nie bibelotem – pełni konkretną funkcję. Jednak nie ograniczam się do lamp i druku 3D. Na przykład zaprojektowałem kompaktowego, metalowego grilla „Smolboi”, za którego w zeszłym roku otrzymałem nagrodę musi have na Łódź Design Festival. Zaprojektowałem kilka taboretów, krzesełek. Gdy czegoś potrzebuję, to sobie to projektuję. Czasem też projektuję koncepcje, których nie mam zamiaru realizować.
A jakie projekty planujesz zrealizować w najbliższej przyszłości?
Nie wiem, co przyniesie jutro, ale wiem, że nie zabraknie mi dobrych pomysłów. Tylko w tym roku stworzyłem sześć nowych lamp. Myślę, że ta tendencja będzie się utrzymywać. Nadal będę skupiał się na lampach. Czuję w sobie jednak coraz więcej odwagi, aby konstruować również większe przedmioty, np. meble. Wyszedłem już ze swojej strefy komforty i nie produkuję jedynie obiektów, które mieszczą się na jednym stole drukarki. Jestem gotów na więcej!
Czekamy na efekty! Zdradź nam na koniec – czym właściwie jest dla Ciebie dizajn?
Dizajn to zabawa. Od zawsze lubiłem wszelkie zajęcia plastyczno-artystyczne. W dzieciństwie lubiłem rysować, wymyślać kreskówkowe postacie. Dizajn jest dojrzalszą formą tych dziecięcych zabaw. Ogromną przyjemność sprawia mi wytwarzanie przedmiotów od początku do końca. Rzeczy, które mają wymyśloną przeze mnie formę, działają, cieszą mnie i innych. Dizajn to oczywiście także moja praca. Nie jest to jednak praca, która męczy. Ja to po prostu lubię robić.
Kiedyś dizajn kojarzył mi się z bardzo luksusowymi rzeczami i snobizmem. Ja jednak, tworząc, oddaję głos temu dzieciakowi we mnie, który ma ochotę kreować zabawne przedmioty dla ludzi, którzy też chcą się bawić.
Rozmawiała Joanna Sokołowska.