Plastik może być fantastik. Rozmowa z Janem Glińskim i Adamem Skotarczakiem, twórcami lamp Dynks
Obydwaj pochodzą ze Szczecina i obydwaj zajęli się dizajnem. Ich szkolna przyjaźń przerodziła się w pierwszy wspólny koncept – modułowe, drukowane w technologii 3D lampy i obiekty sztuki użytkowej oparte na stalowym systemie. Projekty te można było oglądać niedawno na wystawie „Space is a place” zorganizowanej przez Comune – Objects in Motion w Warszawie. Jan Gliński i Adam Skotarczak opowiadają nam o początkach swojej drogi twórczej, podejściu do ekologii i wzornictwa oraz swoich planach na przyszłość jako marka Dérive.
Dopiero wkraczacie w świat profesjonalnego dizajnu. Jak zaczynała się Wasza droga twórcza?
Jan: Ponieważ moja mama jest architektem, to od dziecka bliski był mi temat dizajnu. W domu co chwilę było przemeblowanie, obserwowałem jak mama traktuje tę przestrzeń jako coś płynnego i uwrażliwiło mnie to w dużym stopniu na dobór odpowiednich elementów i ogólną estetykę, która tworzy spójny klimat wnętrza. Myślę, że miało to duży wpływ na to, jak dziś postrzegam przestrzeń, w której się znajduję i co można z niej wyciągnąć przy odpowiednim oświetleniu i ułożeniu elementów. Stąd też zacząłem po studiach zajmować się scenografią reklamową, a następnie krótkimi metrażami filmowymi.
Przygodę z projektowaniem wnętrz zacząłem w 2016 roku w Szczecinie na Akademii Sztuki, na kierunku Architektura Wnętrz. Ukończyłem tam licencjat ze specjalizacją Projektowanie Mebla. Po Architekturze Wnętrz przeniosłem się do Poznania na Uniwersytet Artystyczny, gdzie skończyłem magisterkę na kierunku poświęconym Projektowaniu Mebla.
Na obu etapach studiów, jako obiekty dyplomowe, zaprojektowałem stoły. Na licencjacie był to składany na ścianie płaski stół rozwiązujący problem małych przestrzeni, a na magisterce stół wykorzystujący napięcie fizyczne pomiędzy dwoma warstwami elastycznej sklejki. Po ukończeniu studiów doszedłem do wniosku, że najbliższe jest mi tworzenie obiektów sztuki użytkowej, które są jednocześnie funkcjonalne, piękne i trwałe.
Adam: Myślę, że wszystko zaczęło się, kiedy byłem dzieckiem. Moi rodzice interesowali się sztuką, architekturą i szeroko pojętym dizajnem, zabierali mnie na wystawy, na co nigdy nie musieli mnie namawiać. Gdy szukałem kierunku studiów, wiedziałem, że chcę iść w tę stronę. Trochę czasu zajęło mi znalezienie tego, co chcę robić, ale od dawna ciągnęło mnie w stronę kreatywnych zajęć – na początku to była fotografia, kiedyś ścigałem się na rowerach, mieliśmy nawet z przyjaciółmi własny team, dla którego tworzyłem filmy czy koszulki. Od zawsze interesowało mnie też, jak skonstruowane są różne przedmioty, dlaczego użyto takiego, a nie innego materiału. Po pewnym czasie stwierdziłem, że sam chciałbym projektować takie rzeczy, które mi się podobają, ale jednocześnie mają jakąś ciekawą funkcję i mogą ucieszyć innych ludzi.
W tym roku kończę kierunek Product Design w Rotterdamie na WDKA [przyp. Red - Willem de Kooning Academie]. Na studiach zmieniłem swoje podejście do dizajnu. Każdy projekt, który zaczynałem dotychczas na akademii był związany ze zrównoważonym rozwojem, upcyclingiem, bo uważam, że na świecie jest wystarczająco dużo śmieci i przedmiotów, które można wykorzystać ponownie lub przerobić i nadać im inny kontekst.
Jak wyglądają studia w Rotterdamie?
Adam: Tu nigdy nie ma poleceń czy zadań, w których wykładowcy mówią nam konkretnie, co mamy zrobić. Dostajemy ogólny temat. Na uczelni jest sześć różnych pracowni - począwszy od metalu, drewna, ceramiki, mody, czyli tekstyliów, labu z drukiem 3D po studio zwykłego druku. Możemy w nich robić wszystko, bez względu na kierunek na jakim studiujemy. Jeśli na polecenie, żeby zrobić film, ktoś przyniesie krzesło, ale ma do tego dobry powód i może go uzasadnić, to takie podejście jest ok. Trzeba dowozić projekty, ale nigdy według jednego schematu i oceny, że coś jest dobre albo złe. Lubię ten moment, gdy cała grupa przynosi swoje prace i każda z nich jest inny, a wszystko razem wygląda tak, jakbyśmy studiowali różne kierunki.
Jeden z Was mieszka w Rotterdamie, drugi w Poznaniu. Jak przecięły się Wasze drogi zawodowe?
Adam: Przecięły się całkiem dawno, bo w gimnazjum. Obydwaj pochodzimy ze Szczecina, znamy się od 13 lat, wychowywaliśmy się w tej samej dzielnicy. Po wielu latach znajomości stwierdziliśmy, że trzeba w końcu razem zrobić coś konstruktywnego.
Jan: W naszych rozmowach cały czas przewijał się temat, że nasze ścieżki zawodowe są coraz bliższe. Na horyzoncie pojawił się pomysł udziału w Dutch Design Wee (DDW), na którym chcieliśmy wystawić własne projekty. Zadecydowaliśmy, że aby rozłożyć koszty uczestnictwa w DDW, zrobimy jeden wspólny obiekt zamiast wystawiać się osobno. Pomyśleliśmy, że jeden z nas drukuje obiekty w 3D, drugi tworzy system stalowy, więc połączmy to razem, i tak powstały nasze lampy. Wszystko zaprojektowaliśmy zdalnie w miesiąc.
Adam: Na wystawie „Space is a place” w Warszawie, Janek po raz pierwszy zobaczył tak dużą formę wydrukowaną w 3D i po raz pierwszy zobaczył nasze lampy złożone. Ja wcześniej miałem okazję zobaczyć tylko największą z naszych lamp, którą przygotowywałem do Dutch Design Week.
Jan: Cały zdalny proces ułatwiła nam dobra komunikacja i zrozumienie siebie nawzajem. Myślę, że zaufanie to podstawa pracy na odległość, wiedziałem, że Adam wywiąże się ze zobowiązań najlepiej jak potrafi i mogę mu w pełni zaufać. Każdy z nas musiał opracować swoją technologię w taki sposób, żeby elementy idealnie do siebie pasowały.
No właśnie, jak powstają wasze lampy?
Adam: W dalszym ciągu outsourcujemy drukowanie naszych kloszy na industrialnych drukarkach 3D do moich przyjaciół z GINGER ADDITIVE, którzy zajmują się projektowaniem i produkcją drukarek w Mediolanie. Mam doświadczenie z tymi drukarkami, więc zawsze mogę wpaść do Mediolanu i korzystać z ich maszyn. Obecnie czekamy na najnowszy model drukarki, który powinien się pojawić na początku przyszłego roku i wtedy zaczniemy drukować lokalnie - w Polsce.
Do produkcji lamp używamy PLA, materiału bardzo popularnego w druku 3D. Często stosuje się go do wytwarzania opakowań do żywności, ponieważ powstaje z trzciny cukrowej i skrobi kukurydzianej. To bioplastik, który po dłuższym czasie w specjalnie do tego przygotowanej ziemi – kompoście - rozłoży się. Można kupić taki materiał w formie nowej albo pozyskany z recyklingu, tak jak ten, z którego my korzystamy. Do industrialnych drukarek, można od razu wrzucić zmielony plastik, co pozwala nam zaoszczędzić czas i pieniądze.
Jan: System stalowy, który nazwałem roboczo „Axi3”, jest oparty na małej kostce o boku 14,5mm, która umożliwia przelot i połączenie trzech osi stalowych prętów. To otwiera drogę nam i użytkownikowi do układania konstrukcji na wiele różnych sposobów. W kilku krokach lampę możemy zamienić w stolik Po przeskalowaniu kostka zyskuje większą nośność i będziemy mogli za jej pomocą robić większe obiekty, których projekty już mamy gotowe. Chcemy przedstawić w następnych miesiącach portfolio modułów do składania własnych obiektów sztuki użytkowej, które będą czymś w rodzaju „LEGO” dla dorosłych. Po poluzowaniu dwóch śrubek na kostce możemy w moment zmienić funkcjonalność obiektu np. lampę zmieniamy w stolik. Chcemy zaoferować rury o różnej długości i grubości, kostki w kilku rozmiarach, drukowane w 3D elementy. W planach są duże regały z półkami drukowanymi w 3D oraz krzesła. Nie zamykamy się na żadne możliwości.
Adam: Ten modularny system jest bardzo elastyczny - może się dostosować do druku albo druk może dostosować się do systemu. Myślimy o formule polegającej na sprzedaży stalowego systemu i elementów plastikowych w kilogramach potrzebnych na wydruk. A wszystko po to, by gdy komuś upadnie lampa i się zepsuje, można było odesłać uszkodzony element, który za symboliczny procent ceny oryginalnej my zmielimy, odzyskamy materiał i wykorzystamy ponownie do druku. Chcemy przekonać naszych odbiorców, że plastik może być fantastik.
Wasze lampy to wciąż wzornictwo przemysłowe czy już obiekty kolekcjonerskie?
Adam: Drukowanie 3D umożliwia bardzo dużą powtarzalność. Moim osobistym celem jest przełamanie tego i produkowanie obiektów jedynych w swoim rodzaju. Projektanci często chodzą na skróty – tworzą jeden przedmiot, który później powielają. Zapisany na karcie pamięci projekt wkładają do drukarki i drukują w kółko. W naszym przypadku każdy jeden wydruk jest inny, lampy nigdy się nie powtarzają, a klosze różnią się wypukłościami i ich wielkościami, co pozwala nam stworzyć nam ten sam efekt rozproszenia światła, który jest kluczowy w tym projekcie.
Jan: Projekt jest całkiem młody i będzie się w następnym miesiącach prężnie rozwijać. Nie zakładaliśmy, że dérive będzie produkcją masową, więc poza stałymi produktami, będziemy
wypuszczać obiekty limitowane, są już nawet na to pomysły. Obiektem kolekcjonerskim jest coś, o czym ktoś może powiedzieć, że ma niepowtarzalne cechy, jest piękne i wywołuje pewne emocje. Ocenę wolimy więc pozostawić odbiorcom.
Skąd czerpiecie inspiracje?
Jan: W systemie, na którym oparte są lampy, chciałem uzyskać efekt krzyżowania się osi jak w japońskich lampionach. Japoński dizajn ze względu na swoją prostotę jest dla mnie prawdopodobnie jedną z większych inspiracji, tak jak twórczość Isamu Noguchi’ego, który w swoich projektach otrzymywał lekkość i miękkość formy pomimo wykorzystania ciężkich materiałów. Jednak to w naturze znajduję najbardziej interesujące formy, kształty czy właściwości materiałów.
Adam: Dla mnie inspiracje są wszędzie. Mogę ją znaleźć na spacerze czy podczas jazdy na rowerze – to dla mnie najlepszy czas na przemyślenia. Uważam, że ludzie, którymi się otaczam, czyli moi najbliżsi i znajomi, mają bardzo duży wpływ na to, jaki jestem i za to im dziękuję. Oprócz tego chodzę na wystawy, czytam artykuły, książki. Inspiracja, to dla mnie temat otwarty, który wychodzi ze mnie, jako odpowiedź na wszystko, co spotykam w życiu codziennym. Ważne jest, żeby mieć oczy szeroko otwarte i być obecnym w danym momencie.
Rozmawiała Magda Burkiewicz.