„Tworzę tło do pięknych wspomnień” – rozmowa z Marcinem Tyszką
„Znam się na budowaniu klimatu, bo od 30 lat robię to w sesjach zdjęciowych. Tworzenie scenografii zawsze mnie kręciło, ale pragnąłem, żeby wykreowana przestrzeń została na dłużej i nie tylko na zdjęciu” – mówi Marcin Tyszka.
Artykuł sponsorowany
Marta Mikiel: Przyzwyczailiśmy się do myślenia o Tobie jako fotografie, a dziś sam uważasz się raczej za kreatora przestrzeni. Co to właściwie znaczy?
Marcin Tyszka: Zacznijmy od tego, że nigdy nie mówiłem o sobie tylko: fotograf. Lubię tworzyć piękny obraz. Obraz stały lub ruchomy, bo od lat zajmuję sią także filmem. Wymyśliłem i wyreżyserowałem chociażby słynny świąteczny spot firmy Apart. Robię tam oczywiście zdjęcia, ale one są końcowym etapem procesu twórczego, w którym wymyślamy ten świat. Od castingu na modelkę po cały entourage. Na koniec trzeba to wszystko uwiecznić.
Czyli jednak fotograf…
Nie da się ukryć, że siedzę w fotografii już prawie 30 lat. Dużo przez ten czas zrobiłem. Moje zdjęcia są nie tylko na okładkach – których jest ponad 1000 (w tym 100 okładek dla samego magazynu „Vogue”). Są także w muzeach czy antologiach światowych brandów. A elementem tej pracy zawsze było tworzenie scenografii. Zawsze mnie to kręciło i od lat pragnąłem, żeby ta przestrzeń została na dłużej.
Czyli wszystko poszło płynnie, ponieważ w fotografie zawsze tkwił kreator wnętrz. A jak to się stało, że wyszedłeś z tym do świata?
Zaczęło się od pierwszego mieszkania, które stworzyłem dla siebie 20 lat temu. Trafiło na okładkę „Elle Decoration”. Potem już każde wnętrze, którą urządzałem, pojawiało się w najlepszych magazynach dizajnerskich nie tylko z Polski, ale także ze świata. Miałem publikacje w „AD España”, „AD Middle East”, w wielu edycjach „Elle International”, a także w „Harper’s Bazaar”. Nie bez znaczenia jest to, że sam te wnętrza fotografowałem, bo wiedziałem, jak je dobrze pokazać.
Otaczanie się pięknymi wnętrzami to jedno, a ich projektowanie to drugie – czy obecnie to już Twój kolejny zawód?
Ciągle to przede wszystkim pasja i radość. Wchodziłem w projektowanie w ten sposób, że pomagałem się urządzać znajomym. A jeszcze wcześniej pomagałem im urządzać ogrody. Moja pasja do roślin jest bowiem ogólnie znana. W pandemii okazało się, że mam więcej czasu, więc urządziłem ludziom kilka ogrodów od A do Z.
Nie jestem architektem z wykształcenia, ale bardzo dobrze znam się na roślinach i na budowaniu klimatu, bo od 30 lat robię to na sesjach zdjęciowych. Jednocześnie – ponieważ nie żyję z projektowania, a w każdym razie nie wyłącznie – mam w sobie odwagę tworzenia. Mam ten komfort, że mówię to, co myślę, i mogę odmówić, jeśli coś nie odpowiada mojej wizji.
Czy taka bezkompromisowa postawa nie odstrasza ludzi?
Ludzie cenią szczerość w połączeniu z jakością i oryginalnością moich propozycji. Bo są znudzeni, kiedy słyszą, że ktoś im zrobi ogród z czterech drzewek bonsai albo kolejne minimalistyczne, szare wnętrze lub jeszcze jedno pałacowo-złote. Ja proponuję rośliny, o których nikt nie myśli, że mogłyby u nas rosnąć.
Wielkie firmy ogrodnicze proszą mnie o szkolenia, bo nie mają pojęcia, że w naszym klimacie można mieć w ogrodzie palmy, juki rostraty czy bambusy. A dla mnie to oczywiste, bo zrobiłem wiele takich ogrodów. Kiedy więc Maxfliz zaproponował mi stworzenie na nowo ich showroomu, także do niego wprowadziłem rośliny. W ogóle zrobiłem tam prawdziwą rewolucję, co okazało się megasukcesem.
Brzmi jak milowy krok w kierunku rozwijania kariery dizajnera.
Przy tym projekcie poznałem młodego inżyniera architekta – Mateusza, który czuwał nad stroną techniczną, tworzył wizualizacje. Początkowo był zaskoczony rozmachem moich wizji, zestawieniem kolorów i printów. Śmiał się, że przed wejściem do tych wnętrz powinna wisieć informacja o zagrożeniu epilepsją, bo tak tam wszystkiego dużo.
Uporządkowanemu architektowi nie jest łatwo zrozumieć moje podejście, które wywodzi się ze świata mody i show. U mnie wszystko dzieje się szybko, w trybie produkcji kampanii reklamowej. Najważniejszy jest efekt – tworzę piękne tło dla pięknych wspomnień. Mateusz wszedł w to i zaczęliśmy razem pracować. Przez ostatnie 2 lata zrobiliśmy pewnie z 10 bardzo ciekawych realizacji: ogrodów, egzotycznych tarasów i wnętrz.
Czy początki w świecie dizajnu są dla Ciebie równie trudne, jak były pierwsze kroki w świecie fotografii?
Branża profesjonalnej fotografii długo nie chciała otworzyć przede mną drzwi. To były zupełnie inne czasy i środowisko było hermetyczne. Panowało w nim przekonanie, że jakiś smarkacz z telewizji – bo występowałem w popularnym programie „5-10-15” – nie może czegoś potrafić.
Właściwe doceniono mnie dopiero wtedy, gdy zrobiłem karierę na świecie. Wcześniej, kiedy chciałem zdawać egzamin do szkoły filmowej w Łodzi, wyrzucono mnie z konsultacji. Profesorowie byli oburzeni, że pokazuję im na zdjęciach jakieś ładne panie, bo to nie ma nic wspólnego ze sztuką. Po paru latach, kiedy już z sukcesami pracowałem w Paryżu i Madrycie, ta sama szkoła zaprosiła mnie jako wykładowcę, bo wszyscy studenci pytali o Tyszkę.
Zaczynając w świecie dizajnu, czuję się zupełnie inaczej. Przede wszystkim wchodzę do niego z innej pozycji i na własnych warunkach. Pierwsze wnętrza zrobiłem dla przyjemności i sam za nie płaciłem. Poza tym środowisko architektów i projektantów jest bardziej otwarte. Po realizacji dla Maxfliz bardzo wielu z nich pisało do mnie z pytaniami o użyte materiały, różne szczegóły i inspiracje. Gratulowali mi odwagi i tego, że nie idę przetartym szlakiem.
Bo w przeciwieństwie do wielu projektantów, którzy szukają ilości, żeby przetrwać, ja szukam wyjątkowych okazji, które będą dla mnie zabawą i inspiracją. Paradoksalnie, wcale nie jest tego mało. Wręcz przeciwnie – szukamy ludzi do współpracy, ponieważ projektów do realizacji jest coraz więcej. A ja przecież nie poświęcam się tylko temu. Ciągle pracuję w telewizji i podróżuję po świecie, żeby robić sesje zdjęciowe.
Ciągle równie mocno tkwisz w świecie mody?
To się odrobinę zmieniło, bo sam świat mody się zmienił. Kiedyś potrzebny był fotograf z dużym nazwiskiem, który po 3 dniach pracy przywoził z sesji 8 zdjęć. Dziś z takiej sesji trzeba przywieźć 100 zdjęć – od tych na billboardy po kontent na social media.
Kiedyś fotografia była zajęciem elitarnym, wymagała znajomości rzemiosła, które zdobywało się latami. Do tego dochodziły inwestycja w sprzęt i skomplikowany proces techniczny. Dziś można zaistnieć, robiąc zdjęcia telefonem.
Nie uważam, że to jest złe. Sam niektóre kampanie robię telefonem, bo takie zdjęcia lepiej się klikają niż te wycyzelowane, perfekcyjne. Takie są dobre do kina, a nie na ekran smartfona. Są też znani fotografowie, którzy odnoszą sukcesy w social mediach, ale kampanii na billboardy nie zrobią.
Zmiany, o których mówisz, raczej nie są po myśli fotografa z Twoim dorobkiem i warsztatem. Mógłbyś zgorzknieć i narzekać na falę, która zmywa wszystko, co wartościowe. Ale mam wrażenie, że umiesz traktować ją jako odświeżający trend i na niej płynąć.
Dokładnie tak. Pandemia, podczas której sesje zdjęciowe stanęły, była dla mnie cudownym czasem na rozwój zawodowy. Dała mi nowe życie. Stworzyłem kolekcję printów dla kultowej marki La Millou. Projektowanie produktów przeznaczonych dla mam i dzieci było wręcz abstrakcyjne dla mnie, nierodzica. Zrobiłem je jednak w tak moim, tropikalno-egzotycznym stylu, że kobiety je pokochały. Do tej pory są hitem sprzedażowym.
Równolegle pracowałem nad showroomem firmy Maxfliz i z jeszcze większym zaangażowaniem zająłem się roślinami. Spełniałem się, jak mało kiedy. Jednocześnie u wielu ludzi widziałem zgorzknienie albo nieumiejętność odnalezienia się w nowych warunkach. Ja jednak, jak się okazuje, żadnej pracy się nie boję.
Swoje usługi z kręgu dizajnu czy roślin, dostępne dla przyjaciół, oferujesz jako Tysio studio. To trochę żart, ale już bardziej na poważnie słyszę, że robisz coś, czego nikt inny w Polsce nie robi. Co dokładnie?
Tak, nazywam to Tysio studiem i jest ono agencją kreatywno-towarzyską. Rzeczywiście zaczęło się od przyjaciół, którzy wpadali na wino, a przy okazji po radę. Ale na zaprojektowaniu wnętrz się nie kończy. To jest wymyślanie miejsca od A do Z – koloru ścian, stylu mebli, ale też światła, muzyki i zapachu. Planujemy, co się tam będzie działo i kogo zaprosić, żeby wnętrze żyło, żeby chciało się w nim być i tagować je w na Instagramie. Wymyślamy kampanię marketingową od zdjęć po dobór czcionek.
Mam do tego świetną ekipę ludzi – w tej chwili to już pewnie 20 osób – ale w każdy projekt angażuję się też osobiście. Zaczęło się przecież od mojego mieszkania, które jest swoistym eksperymentem. Stworzyłem je jako klub towarzyski. To dom otwarty, zapraszam do niego przyjaciół i klientów. Tam rozmawiamy, ale też jemy kolację czy się bawimy lub siedzimy na tarasie. To mieszkanie dla przyjemności.
Twoim znakiem rozpoznawczym są egzotyczne rośliny. Jakie inne kierunki estetyczne obierasz?
Ciągle wracam do klasyki dizajnu na świecie, zwłaszcza w wydaniu z klimatu tropikalnego. Uwielbiam styl São Paulo z lat 60. Inspiruję się twórczością Morrisa Lapidusa, który zaprojektował całe Miami w pierwszych dekadach XX wieku. Całe życie wiedzę architektoniczną chłonąłem z książek, ale także przebywając w miejscach stworzonych przez najlepszych architektów na całym świecie.
Mieszkając w Hiszpanii, bywałem w studiach współczesnych twórców, którzy są dla mnie inspiracją. Widzę, że wszyscy oni także odwołują się do ponadczasowej klasyki. Równocześnie staram się nadawać moim projektom osobisty rys. Uwielbiam miks printów, faktur i kolorów. Na pierwszy rzut oka ktoś może to odebrać jako chaos, ale potem okazuje się, że wszystko jest spójne. I daje radość.
Po to są moje wnętrza – żeby sprawiać przyjemność. Bo jeśli kanapa, to taka, na której będzie mi się chciało siadać, a jeśli znajomi, to tacy, którzy zaproszeni posiedzą ze mną do rana. A po tej nocy zostanie nam cała seria inspiracji na Instagramie.
Wielu architektów tworzy wnętrza w stylu airport lounge. Bardzo eleganckie, ale sekundę po wyjściu zapominasz, że tam byłaś. A moje wnętrza są moje, nie da się ich z pomylić z cudzymi. Od razu widzisz: Tysio tu był!
Wchodząc w nową branżę, Ty – mistrz techniki fotograficznej – musisz opanować całkiem nowe narzędzia. Jak Ci idzie?
Jako perfekcjonista pracuję tylko na najlepszym sprzęcie. Naszą stacją roboczą jest ThinkPad, kalibrowany specjalnie pod nasze potrzeby. Nie pytaj mnie o parametry. Dla mnie liczy się jakość materiału, jaki dzięki niemu tworzymy, i komfort pracy. Początkowo Mateusz robił wizualizacje na swoim starym sprzęcie. Przez to nie spał całą noc, bo jak zapuszczał jeden render wieczorem, to komputer wypluwał mu go o 8 rano. W międzyczasie co jakiś czas musiał klikać, żeby system nie zasnął.
Na ThinkPadzie doskonała wizualizacja w wysokiej rozdzielczości, która przedstawia na przykład ogród z tysiącem palm, renderuje się w 3 minuty. To skok cywilizacyjny. Błyskawicznie dostaję materiał, nad którym mogę dalej pracować. Jako perfekcjonista nadaję takim wizualizacjom jeszcze ostatnie szlify w programie graficznym – zupełnie tak, jak robię to ze zdjęciami z sesji mody.
Bez takiego narzędzia jak ThinkPad trudno byłoby nam utrzymać obecną intensywność prac. Bo jednocześnie robimy teraz pięciogwiazdkowy hotel, miasteczko świąteczne Flora Point w klimacie paryskiego bistro i studio pilates w stylu tropikalno-morskim. Dostaliśmy też propozycję stworzenia pop-upowego parku w mieście, w kolejce czeka jeszcze kilka projektów, a równolegle odzywają się ludzie ze świata z pytaniami o współpracę. No i ciągle robimy kolejne ogrody i tarasy.
Brzmi jak bajka.
I takie właśnie jest. Jak w bajce.
Urządzenie, z którego korzysta Marcin Tyszka, posiada certyfikat NVIDIA Studio. To platforma, na którą składają się laptopy i komputery stacjonarne przyspieszające pracę każdego twórcy i artysty, a także wspierające ich pracę darmowe oprogramowanie firmy NVIDIA oraz dedykowane sterowniki Studio. Moc kart graficznych GeForce RTX wykorzystują m.in. projektanci, architekci czy fotograficy. NVIDIA Studio pomaga artystom realizować ich unikalne wizje oferując odpowiedni sprzęt, który w zauważalny sposób akceleruje najpopularniejsze aplikacje używane przez twórców, dzięki wykorzystaniu dedykowanych rdzeni w kartach RTX.