5 pytań do… ceramiczki Oli Nadolny z pracowni Wolno
Ola Nadolny, założycielka pracowni ceramicznej Wolno, uwielbia pracować na kole garncarskim. Jak mówi, to dzięki niemu potrafi zamienić „błoto w złoto”. Tą alchemiczną umiejętnością lubi też dzielić się z innymi, co robi, prowadząc warsztaty. Tworzy zarówno funkcjonalne i estetyczne naczynia, jak i obiekty unikatowe, którymi stara się zachęcać odbiorców do refleksji. Oto kawałek jej świata.
1. W jaki sposób zaczęła się Twoja droga twórcza?
Moja droga twórcza to ciągły proces. Nie mogę chyba powiedzieć, żeby był jakiś konkretny moment jej rozpoczęcia.
Z gliną miałam do czynienia już jako dzieciak, gdy chodziłam na zajęcia ceramiczne do artystów, którzy byli przyjaciółmi moich rodziców. Pomimo że miałam do ceramiki wielką słabość, to wtedy nie myślałam, że w przyszłości moje życie będzie wyglądać właśnie tak jak obecnie.
Dopiero po ukończeniu studiów historycznych na UJ , wieloletniej pracy jako projektantka wnętrz, kilku przeprowadzkach oraz urodzeniu dwóch córek odważyłam się zerknąć ponownie w stronę ceramiki. To był moment, kiedy zdecydowałam, że – jeśli chcę myśleć o prowadzeniu warsztatów i założeniu własnej pracowni – muszę nauczyć się tego rzemiosła od najlepszych. Zaczęłam naukę w dwuletniej zawodowej szkole ceramiki Ceramiq. W tym czasie mieliśmy zajęcia z takimi osobami, jak Bogdan Kosak, Monika Patuszyńska, Bartek Mejor, Andrzej Mędrek czy Grzegorz Ośródka. Wszyscy ci niesamowici twórcy bardzo otwarcie dzielili się z nami swoją wiedzą. To dzięki nim uświadomiłam sobie, że ceramika jest dziedziną, w której każdy znajdzie swoje miejsce. To w Ceramiq zakochałam się w procesie toczenia na kole garncarskim. Dyplom obroniłam już dwa lata temu, a miłość do garncarstwa ciągle się pogłębia.
2. Jak wygląda Twój przeciętny dzień pracy?
Dzień w pracy ceramiczki jest pod wieloma aspektami mocno zróżnicowany. Wszystko zależy od tego, którymi elementami będę chciała się zająć. Czasem wchodzę do pracowni rano i pracuję według określonego wcześniej harmonogramu (szczególnie jeśli jestem w trakcie realizacji dużego zlecenia na naczynia użytkowe).
Są też dni, gdy najpierw muszę zająć się marketingiem czy komunikacją, albo takie, gdy jadę do Warszawy po zaopatrzenie. Zostaje mi wtedy dość mało czasu na toczenie.
Tworzenie ceramiki to dość skomplikowany technologicznie proces, podczas którego robi się zazwyczaj kilka rzeczy równocześnie. Na potrzeby naszej rozmowy spróbuję odtworzyć taki standardowy dzień.
Zaczynam pracę o 9.00 i robię przegląd wytoczonych dzień wcześniej naczyń. Najczęściej siadam do koła, żeby je obtoczyć (czyli ściąć niepotrzebną grubość, uformować stopę, nadać ostateczny kształt). Później zabieram się za przygotowanie gliny do toczenia określonych wcześniej form (w zależności od tego, czy będą to formy regularne i powtarzalne czy unikatowe, działam trochę inaczej). Po kilku godzinach takiej pracy wyładowuję piec, który zdążył wystygnąć po wypale biskwitowym, myję i szlifuję prace, a następnie je szkliwię. Ładuję piec i ustawiam krzywą wypału. Piec uruchamiam na noc, bo przebywanie w tym samym pomieszczeniu w trakcie wypału jest szkodliwe dla zdrowia. Kończąc pracę, dbam o porządek w pracowni.
To bardzo ważne, bo tworzenie ceramiki to proces brudny i pełen pyłu.
3. Skąd czerpiesz inspiracje?
Ceramika jest dla mnie sposobem na wgląd głęboko w siebie. To też możliwość wykorzystywania jej jako narzędzia do pokazywania odbiorcom trudnych tematów. Chyba właśnie ten aspekt społeczno-historyczny jest siłą
napędową do powstawania moich prac. Glina daje mi wolność w przedstawianiu pewnych idei, które chciałabym, żeby wybrzmiały w naszym społeczeństwie. Centralnym punktem w mojej ceramice jest człowiek i jego relacja z historią i pamięcią. Jako humanistka i strażniczka pamięci staram się, aby moja ceramika mówiła o czymś więcej niż o estetyce bądź pięknie. To dla mnie sposób na zaproszenie odbiorcy do dyskusji, do zatrzymania się, wyjścia ze strefy komfortu, podjęcia tematów, od których na co dzień najchętniej byśmy uciekli. Staram się jednak niczego nie narzucać. Wolność do decydowania o tym, czy chcemy zaglądać w te trudniejsze zakamarki, jest dla mnie bardzo ważna. Jeśli odbiorca jest gotów, może dostrzec w moich pracach szczeliny, przez które widać kolejne warstwy znaczeń. Jeśli nie – pozostaję w bezpiecznej odległości, tylko od odbiorcy zależy jak głęboko sięgnie. Nikomu niczego nie narzucam.
Wolno to ceramika, która powstała by poszukiwać wolności. W każdym znaczeniu tego słowa. Oczywiście wspomniany przeze mnie walor edukacyjny (wręcz może misyjny) to tylko część mojej pracy jako ceramiczki. W pracowni tworzę również obiekty, które są funkcjonalnymi rzeźbami, w których bawię się możliwościami, które dają formy powstające na kole garncarskim (co widać w najnowszej kolekcji „Playful”) oraz naczynia stricte użytkowe.
To, co łączy wszystkie elementy ze sobą, jest technika, w której tworzę. Toczenie na kole garncarskim jest dla mnie najbardziej tradycyjnym i wymagającym ceramicznym procesem. Dojście do punktu, w którym jestem w stanie realizować swoje pomysły, wymagało wielkiej dyscypliny i wielu lat konsekwentnej praktyki.
W swojej twórczości kieruję się podejściem procesowym. Nie tworzę skomplikowanych modeli 3d, nie używam form gipsowych. Oczywiście to nie jest tak, że tworzę w kompletnym chaosie, bo wiem, w którym kierunku podążam, siadając do toczenia. Pozwalam sobie jednak czasami na niczym nieskrępowaną wolność tworzenia. To wielka satysfakcja, ale również odpowiedzialność.
4. Jak byś opisała swoje idealne miejsce pracy?
Jestem szczęśliwa, bo moje idealne miejsce pracy już mam. To jest ten aspekt, którego na razie nie chciałabym zmieniać. W Milanówku, obok mojego starego domu, mam swoją małą pracownię, w której centralnym punktem jest koło garncarskie. To miejsce, które wręcz pachnie tworzeniem. Gdy potrzebuję, pracuję w szklarni, która stoi w ogrodzie. To tam przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły. Szumią stuletnie dęby, śpiewają ptaki...
5. Jakie masz plany na przyszłość?
Mam ich wiele!
Z jednej strony myślę o ukłonie w stronę tradycyjnego garncarstwa i wypałów kamionki i porcelany w piecu opalanym drewnem. Nie wspomniałam o tym, ale jesienią wybudowałam na wsi u teścia piec do tradycyjnych wypałów redukcyjnych. Za kilka dni wybieram się na pierwszy wypał i nie mogę się już doczekać efektów. Te prace są inne niż z pieca elektrycznego. Tworzysz swoje szkliwa, dorzucasz przez kilka godzin drewno, pilnujesz koloru płomienia...
To taka nasza ceramiczna alchemia – chyba jeden z najbardziej niesamowitych procesów.
Z drugiej strony na pewno będę chciała rozwijać wymiar edukacyjny mojej twórczości. Bardzo lubię opowiadać o ceramice. Pokazywać różnice między spiekami, szkliwami, lubię prowadzić warsztaty, dzielić się wiedzą.
Kolejny aspekt to praca z konkretnymi tematami i próba zaaplikowania ich do ceramicznej formy. Jednym z moich ostatnich poszukiwań jest genealogia. Jestem w trakcie tworzenia pracy, która będzie opowiadać historię mojej rodziny, ale przestawiona będzie w formie, która wywodzi się z pierwszych narodów. Będzie zadawać pytanie o to, czy możemy opowiadać historię naszych przodków, używając zupełnie innych tropów kulturowych. Totem, bo o nim w tym przypadku myślę, ma w naszym kręgu kulturowym dość spłaszczone znaczenie, ale niesie on w sobie przecież takie tematy, jak
historia, los, przynależność czy przodkowie... To duży ładunek społeczny. Bardzo chciałabym go poeksplorować w oparciu o własne historie.
Mam oczywiście rozpisane już kolejne twórcze projekty, ale na razie muszą one poczekać, bo staram się je realizować po kolei.