5 pytań do… ilustratorki i projektantki Marceliny Jarnuszkiewicz
Marcelina Jarnuszkiewicz najlepiej odnajduje się w otoczeniu natury. To z niej zwykle czerpie inspirację do tworzenia swoich ilustracji. Najczęściej jednak wyraża swoje uwielbienie dla przyrody, projektując piny z motywami fauny i flory. Biały puszczyk, jeż, bielik, kraśnik pięcioplamek, malina, ogórek i jeżyna to tylko kilka przykładów zwierząt i roślin, których wizerunki zinterpretowała w formie biżuterii.
1. W jaki sposób zaczęła się Twoja droga twórcza?
Gdzieś pomiędzy tym, jak – nie mogąc skoncentrować się na lekcjach matematyki – bazgroliłam po wszystkich dostępnych marginesach podręczników, a tym jak (wbrew woli rodziców) rysowałam na ścianach mojego pokoju wizerunki ludzi i zwierząt. Poza tym czerpałam przyjemność ze wspólnego szkicowania z tatą i z rysunkowych zabaw z dziadkiem.
2. Jak wygląda Twój przeciętny dzień pracy?
Nie ma takiego. Proces powstawania pina ma różne etapy, co sprawia że praca bardzo różni się w zależności od tego, na którym etapie jestem. Cały czas funkcjonuję w trybie odkrywczyni – poszukiwania nowych inspiracji i tematów na kolejne wzory pinów.
Każdy spacer, praca w ogrodzie, każde odwiedzone miejsce to nowe zachwyty, od których zaczyna się praca nad szkicem.
To myślenie o szkicu, to, jak oddać w rysunku charakter danego gatunku, tkwi w mojej głowie przez jakiś czas, zanim usiądę nad kartką. Przebieg moim dni, podczas których szkicuję, zależy od pogody. Czasem spaceruję ze szkicownikiem i rysuję z natury, innym razem szkicuję na tarasie czy siedząc w fotelu koło pieca.
Szkice do danej kolekcji tworzę na jeden kartce, żeby – pracując nad jednym wzorem – omiatać wzrokiem pozostałe. Robię po kilka szkiców, a potem przerywam pracę i zajmuję się czymś innym, żeby wrócić do szkicowania z czystą głową.
Zupełnie inaczej jest, kiedy zajmuje się robieniem projektów (na podstawie szkiców). Wtedy lubię siedzieć w pełnym skupieniu aż do upadłego.
3. Skąd czerpiesz inspiracje?
Z natury. Jestem absolutnie zafascynowana przyrodą. Tą bliską, którą mogę obserwować, tą, z której wyrastam. Jest piękna, harmonijna i kojąca, a jednocześnie surowa, dzika i nieprzewidywalna. Pełna życia.
4. Jak byś opisała swoje idealne miejsce pracy?
Jego nadrzędną cechą byłaby bliskość przyrody, z której czerpię inspirację. Uwielbiam pracować w naszym domu i ogrodzie na mazurskiej wsi. Ale w tym roku pracowałam też w rozpadającej się wiekowej kamiennej szopie pełnej półdzikich sycylijskich kotów wyżerających nam pomidory w asyście ślepego psa. Rysowałam na promie na środku Bałtyku i schowana przed deszczem w kampervanie gdzieś w drodze za koło podbiegunowe.
Lubię pracować w różnych miejscach. Dobrze odnajduję się w zmiennych warunkach i lekkim chaosie, pod warunkiem, że mam mój zestaw rysunkowy (ołówek, gumka, temperówka i szkicownik). Irytuję się tylko wtedy, kiedy gdzieś w podróżnym zamieszaniu ten zestaw się zdekompletuje.
Idealnym miejscem pracy określiłabym zatem różne miejsca plus niegubiące się narzędzia pracy.
5. Jakie masz plany na przyszłość?
Chciałabym nauczyć się szczepić jabłonie i pikować pomidory.