Charakter z przyszłości
Jaki powinien być samochód? Powinien przyciągać wzrok. Najlepiej, żeby też miał uniwersalny styl – musi się bowiem podobać nie tyle dziś, ile najlepiej jutro, w niedalekiej i niedoprecyzowanej przyszłości. Nie da się jej jednak przecież skutecznie wymyślić! Zgoda, ale to nie znaczy, że nie trzeba przynajmniej spróbować. Z myślą o mnie. Dla was i dla nich.
W motoryzacji dużo już się zdarzyło. Może nie wszystko wymyślono lub wdrożono, ale samochód – pojazd zasilany silnikiem wewnętrznego spalania, elektrycznie lub parą – ma ponad 130-letnią historię. Ewoluował od tamtego czasu na wiele sposobów. Czasem wizje projektantów niebezpiecznie zbliżały się do utopii.
Richard Buckminster Fuller, ekscentryczny projektant z USA, chciał np. zawojować świat autem, które wyglądało jak balon zaporowy na trzech kołach. Pravan Dymaxion z lat 30. XX wieku jeździł zaskakująco szybko (wyliczono, że nawet 150 km/h), mieścił 11 osób i przy 6 m długości był całkiem zwrotny. Niestety prowadziło się go beznadziejnie. Powstały 3 egzemplarze tego auta.
Z kolei Marcel Leyat uparł się, że samochód musi przypominać samolot, z którego zdjęto skrzydła. Pomysł Francuza był może i dobry, bo przecież wehikuł o nazwie Helica jeździł i dzielnie pokonywał kolejne kilometry. Był jednak przerażający – śmigło (choć osłonięte metalową klatką) kojarzyło się z... maszynką do mięsa. Przez kilkanaście lat cudem wyprodukowano chałupniczo około 30 egzemplarzy tego modelu.
Koronnym dowodem, że konstrukcyjne szaleństwo od zawsze było w modzie, jest limuzyna Brooke Swan, kupiona przez indyjskiego sułtana od pewnego szkockiego „tunera”. Wóz zbudowany na samym początku XX wieku miał karoserię w kształcie łabędzia z częściowo pozłacanymi piórami.
Po co komu ten ptasi profil? Otóż szło zarówno o formę, jak i funkcję. Na zatłoczonych ulicach Kalkuty trzeba się było przedzierać przez tłum. Znakomitym ułatwieniem było więc wygrywanie dźwięcznych chorałów na pokładowych organach i polewanie nieszczęsnych pieszych gorącą wodą (wytryskiwaną z „dzioba”). Zderzaków nie przewidziano.
Oto kilka zabawnych dowodów, że samochód z XXI wieku jest efektem ewolucji. A teraz do czego się odnosi ten pojedyńczy dowód? Jego sylwetka zmierza w stronę brył poniekąd idealnych – kuli i sześcianu. Takie kształty byłyby dla dizajnerów najłatwiejsze do zaprojektowania. Kto jednak chciałby jeździć kulą z kołami lub sześcianem, który przez powietrze przebijałby się mozolnie niczym metalowy taran przez kisiel? To oczywiste, że nikt się pod tym nie podpisze. Na szczęście są też pomysły, które zaskakują pozytywnie. Ba, wiele z tych wizji trafi, do seryjnej produkcji prędzej niż później.
Jaki jestem? Bardzo dorosły. Sam rozwiązuję problemy. Nie boję się decydować. Mam charakter i wiem, czego chcę. Jestem nowoczesny, ponieważ mogę podłączyć do swojego samochodu telefon i zamienić go w biuro. Nie, nie jest to żaden dowód świeżego podejścia do świata. Jeśli tak myślicie, zmieńcie perspektywę. Potrzeba czegoś tak sprytnego jak koncepcyjne Audi AI:ME (AI jak artificial inteligence, czyli sztuczna inteligencja, oraz ME, które w języku angielskim odnosi się do „ja”).
Nie patrzcie, jak wygląda, ale jakie jest. Przyszłość, która będzie jutro, widać na wyciągnięcie ręki – AI:ME jest autonomiczny poza miastem, na autostradzie lub w strefach wydzielonych, zelektronizowanych i bezpiecznych. Tam, gdzie samochody będą się wzajemnie wymieniać danymi o prędkości i położeniu. Powstanie takich „miejskich obszarów jazdy zautomatyzowanej” to kwestia czasu.
AI:ME znajduje się na tzw. czwartym poziomie autonomiczności, czyli w trasie odpocznę bez ryzyka wypadku. Wygodnie, bo wszystko zrobi za mnie „elektroniczna inteligencja”. Audi pojedzie przy tym tak płynnie, że przeciążenie nie przeszkodzi mi w piciu kawy. Nie może się wylać!
Kierownica oczywiście też jest – ale chowana, żeby nie zabierać przestrzeni. Mojej i waszej. Dla mnie zarezerwowano za to sterowanie wzrokiem. Położenie i kierunek ruchu oka (eyetracking) włącza odpowiednie menu równie skutecznie jak sterowanie głosowe. Wystarczy tylko założyć okulary VR i dzięki systemowi Holoride trafiam do gry, jakbym brał w niej udział „w realu”.
Kompaktowe rozmiary na zewnątrz, ale za to wysokość 1,5 m i 2 cm. W AI:ME nie brakuje przestrzeni nad głową, więc będziecie mieli wygodnie. Łatwo zmienicie położenie foteli. Da się je rozłożyć jak małe leżanki. A z tyłu jest jeszcze sofa! Rozsiądźcie się wygodnie. W ciszy albo słuchając ulubionej muzyki – audio w tym samochodzie kompensuje dźwięki dobiegające z zewnątrz.
Zamiast uchwytów na kubki z kawą są magnesy. W ten sposób możecie też zabezpieczyć tacę z posiłkiem. Bo przecież każdy lubi coś zjeść w podróży, prawda?
Elektryczny, 170-konny napęd jest zeroemisyjny. Audi odzyskuje energię hamowania. To nie wyścigówka startująca spod świateł, ale wizja auta codzienności w przyszłości – oszczędnego, przestronnego i (dla każdego) turbowygodnego.
Może świat zmieni się na tyle, że na takie wehikuły przestaniemy wkrótce mówić: samochód? Trzeba będzie wymyślić nową nazwę. Może „przestrzeń zmotoryzowana”?
AI:ME jeździ samoczynnie i jest obszerne. Jest w nim trochę jak w domu, ponieważ prototyp starannie wykończono. Jasne drewno i ciepły w dotyku Corian. Jest także roślinka, żeby cieszyła oczy. Małe pnącze, które kojarzy AI:ME z domem. Żywe i zielone. Trzeba je podlewać.
W którą stronę zmierza motoryzacja?
Można dyskutować, na ile AI:ME jest przyszłościowy i czy rzeczywiście kiedyś trafi do produkcji. Na pewno jednak ta konstrukcja ma rozwiązania, które kiedyś zostaną użyte w motoryzacji. Potrzebujemy bowiem samochodu, który odizoluje nas od zgiełku i dokładnie przefiltruje powietrze trafiające do jego wnętrza.
AI:ME będzie mógł się komunikować z innymi autami na drodze i pokazać pieszym, co zamierza. Inteligentnie – za pomocą świetlnych paneli z grafikami Digital Matrix. Bogato przeszklony samochód nie będzie też słoneczną pułapką. W środku nie zrobi się gorąco jak w piekarniku, ponieważ szyby są elektrochromatycznie przyciemniane (jak w lusterkach wstecznych). Miękko, delikatnie, skutecznie jak w odrzutowych Boeingach „Dreamliner”.
Fajne, ale czy się przyjmie? Przyjmie. Tak, jak przyjął się już inny samochód-wizja – Audi Q4 Sportback e-tron. Może będzie wasz? Ale skąd nagle porównanie z AI:ME? Wspólnym mianownikiem obu aut są nie tylko podobne rozmiary (identyczny rozstaw osi: 277 cm), ale też podobny elektryczny zespół napędowy. Nowy SUV jest oczywiście quattro, czyli z napędem na obie osie (kiedy nie ma potrzeby, moc trafia głównie na tył, żeby Audi prowadziło się bardziej sportowo) i przejedzie 450 km na jednym ładowaniu. Poza tym ma równie nietuzinkowe światła jak AI:ME.
Marc Lichte, szef Audi Design, twierdzi, że nowa technologia sprzyja jego pracy. Elektryczne auta pozwalają na więcej, ponieważ silniki nie zabierają miejsca (są przy osiach), a akumulator jest po prostu pod podłogą. Można też powiększyć bagażnik, przesunąć koła na krawędzie karoserii, jest więcej przestrzeni dla ludzi. Wciąż jednak buduje się samochody o wyraźnym stylu, które są Audi nie tylko dlatego, że mają grill Singleframe i 4 okręgi jako logo marki.
Ktoś całkiem mądrze powiedział, że concept cars są zawsze fantastyczne. To prawda. Rolą prototypu jest bowiem przyciągnąć uwagę, zmusić do myślenia i wywołać dyskusję. Prototyp świetnie wygląda na zdjęciach, natomiast samochód kupowany w salonie przejedzie dalej i jest bardziej trwały.
A czy jest mniej „fajny”? Na pewno nie. Dowody? Popatrzcie na 3 samochody poniżej. Każdy z nich jest inny i do czego innego służy. Każdy ma jednak swój charakter, a wszystkie łączy styl Audi. Nie da się ich pomylić z modelami innych marek. Ostre kształty i muskularna sylwetka to charakterystyczny znak koncernu z Ingolstadt. Plus wyposażenie w to, co najnowocześniejsze.
Q5 Sportback – rodzina będzie mieć wygodnie
Światła tylne OLED, 510 l bagażnika, adaptacyjne zawieszenie pneumatyczne z możliwością podniesienia prześwitu o 6 cm, do wyboru 4 silniki (2 benzynowe i 2 diesle).
Zostawmy jednak silniki. Aksjomat, można powiedzieć... Ale światła? Można zapytać przewrotnie: co w nich takiego, że ktoś się powinien skupić na nich? To właśnie światła dają pewną rozpoznawalność marce. Widać, że to model Audi, a nie konkurencyjny.
Poza tym światła są sprytne – można sobie wybrać tzw. sygnaturę, jedną z trzech. Kierowca niczym dizajner może więc bawić się detalem! Światła pozwalają na włączenie animacji przy opuszczaniu domu i powrocie do niego, a także wykrywają inne auta. Jeśli ktoś zbliży się do „Q5” na 2 m, np. przed światłami, reflektory rozjarzają się ostrzegawczo: „Uważaj, ja tu jestem!”.
Do tego wirtualny kokpit (w istocie nie ma prawdziwych zegarów, ale 12,3-calowy wyświetlacz), system Infotainment, system nawigacji MMI Navigation plus i sterowanie głosem z wykorzystaniem zasobów zapamiętanych w „chmurze”.
To CUV Audi, czyli Crossover Utility Vehicle. Albo mówiąc prościej – samochód na co dzień. Dla rodziny. Do pracy. Dla rozrywki. To auto naprawdę dużo może, np. nawet zaholować przyczepę o masie 2,4 t. Światła w tym samochodzie to jednak jest coś, co – klękajcie narody – powala.
Czterolitrowy silnik V8 TFSI ma bezpośredni wtrysk paliwa i podwójne turbodoładowanie. Generuje 600 koni mechanicznych i 800 niutonometrów momentu obrotowego, co można przetłumaczyć jako: „jestem bardzo szybkim Audi”.
Sprint do setki rzeczywiście zajmuje tylko 3,8 s (do 200 km/h – 13,7 s), a z ogranicznikiem prędkości RS Q8 pojedzie 250 km/h. Ogranicznik to jednak, powiedzmy sobie wprost – kaganiec. Gdyby go zdjąć (innymi słowy: zastosować pakiet „Dynamic”), wskazówka prędkościomierza Audi dotknęłaby nawet 305 km/h. I to wciąż mild-hybrid, czyli miękka hybryda. Ze sprytnym generatorem i akumulatorem będzie oszczędniej dla portfela i natury, mimo wszystko.
e-tron Sportback – elektryczny krążownik pełen świateł
Cisza – charakterystyczna dla samochodów elektrycznych – urzekała nas już w pierwszym modelu e-tron. Ten jest drugi i ma jeszcze lepszy współczynnik oporu powietrza (0,25) – aerodynamika pomaga wydłużyć zasięg do 442 km.
Zamiast lusterek można zastosować kamery, których obraz wyświetlany jest wewnątrz na małych ekranach OLED. Po raz pierwszy w modelu produkowanym seryjnie w e-tron Sportback użyto też cyfrowych reflektorów Digital Matrix LED. Jak działają? Źródłem światła są diody rozdzielone na mikroskopijne, precyzyjne piksele.
Taka cyfrowa matryca, złożona z miliona mikrozwierciadeł, jest poruszana elektrostatycznie – każde może uchylić się nawet 5000 razy/s. W zależności od potrzeb część świetlnego strumienia jest kierowana na drogę, podczas gdy reszta ulega przygaszeniu (w praktyce: pochłonięciu przez absorber). Światła Digital Matrix LED nie tylko poprawiają widoczność kierującemu, ale też sprawiają, że samochód jest lepiej widziany.
Future is an attitude. Patrzymy w przyszłość, bo interesuje nas perspektywa – chwali się Audi. Zawsze tak było. Inaczej po co byłyby takie maszyny jak rekordowy bolid, którym Berndt Rosemayer w roku 1938 rozpędził się do prędkości ponad 430 km/h?
Ponad 80 lat temu ktoś zrozumiał, że chcemy i że kiedyś będziemy jeździć szybciej. Dziś wiemy, że to, co „tu i teraz” nie jest najważniejsze. AI:ME jest wizją przyszłości. Choć super byłoby móc nim jeździć od zaraz.