Moda jest jak muzyka – rozmowa z duetem Paprocki&Brzozowski
Marcin Paprocki i Mariusz Brzozowski – utalentowani absolwenci Wydziału Tkaniny i Ubioru Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi od 2000 roku tworzą duet Paprocki&Brzozowski. Sygnowane ich nazwiskami kolekcje to przede wszystkim oryginalne pomysły, niebanalna konstrukcja i przykuwające uwagę detale. O dwóch dekadach spędzonych w branży modowej i kreatywnym procesie twórczym rozmawiamy z projektantami tuż przed premierą ich najnowszej, długo wyczekiwanej kolekcji.
Jesteście obecni w branży modowej już ponad 20 lat. To bardzo długo!
Marcin: W tym roku mijają dokładnie 22 lata, odkąd zaczęliśmy razem pracować. Nasza współpraca rozpoczęła się, kiedy byliśmy jeszcze na studiach. Stworzyliśmy wspólną metkę w 2000 roku. Zabawne jest to, że początkowo napis na niej brzmiał: „Brzozowski&Paprocki”, ale wszystkim bardzo źle się to wymawiało, więc stwierdziliśmy, że zamienimy kolejność nazwisk na „Paprocki&Brzozowski”.
Jak z Waszego punktu widzenia - jako projektantów - zmienił się świat mody przez te 20 lat?
Mariusz: Bardzo się zmienił – 20 lat to jednak szmat czasu! Dzisiejsza moda jest o wiele szybsza niż ta sprzed dwóch dekad. Kolekcje zmieniają się już nie tylko z sezonu na sezon, ale też z miesiąca na miesiąc. Mamy chociażby wśród niektórych projektantów trend na dodatkowe „dropy”. Ludzie bardzo szybko się też wszystkim nudzą.
Tych 20 lat to też okres pandemii, który spowodował z kolei moment zatrzymania, refleksji, ale także doceniana mody. Czujemy, że teraz wszyscy chłoną ją jakby na nowo. Jakiś czas temu wszyscy w końcu wyszliśmy na zewnątrz i mamy ochotę założyć na siebie coś nowego, i oczywiście innego niż dresy.
Zauważyliśmy, że nasze klientki coraz bardziej pragną się stroić, ubierać bardziej elegancko i odejść od tej codziennej, dresowej historii, która była bardzo silnie obecna w czasie pandemii. Bardzo nas cieszy, że na tę potrzebę możemy odpowiedzieć.
Marcin: Przez 20 lat zmieniło się również nasze podejście do mody. Na początku bardzo eksperymentowaliśmy i poruszaliśmy wiele różnych estetyk, szukając swojego stylu. Pracując we dwójkę, mieliśmy wiele różnych pomysłów, co często było bardzo trudne do ujarzmienia. Jesteśmy też osobami, którym wszystko szybko się nudzi, więc skakaliśmy po różnych stylistykach. Od jakiegoś czasu zdajemy już sobie jednak sprawę, że DNA naszej marki to przede wszystkim połączenie romantyki i rock and rolla, więc staramy się konsekwentnie rozwijać ją w tę stronę.
Te dwie dekady to też ogromny rozwój social mediów, a co za tym idzie – bodźców wizualnych. Kiedy patrzymy na zdjęcia w internecie, może nam się wydawać, że niemal wszystko już było i chyba trudno wymyślić coś nowego. A może się mylę? Co Wy o tym sądzicie? Dzisiejsza „kultura obrazkowa” to dla Was przekleństwo czy ciekawa inspiracja?
Mariusz: Oczywiście masz rację, ale muszę opowiedzieć ciekawą anegdotę sprzed doby internetu. Nasza praca dyplomowa była inspirowana nagością. Zrobiliśmy w jej ramach kolekcję, w której skład wchodziły ubrania z nadrukowanymi częściami ciała. Dwa lata później taką samą kolekcję zrobił Jean Paul Gaultier. W czasoprzestrzeni krążą więc nie tylko zdjęcia, ale też pewne idee. Oczywiście nigdy w życiu nie pozwolilibyśmy sobie na stwierdzenie, że Jean Paul nas skopiował! Wpadł po prostu na podobny pomysł. W obecnych czasach social media, w tym instagram, bardzo spłycają życie, ale też są niesamowitym źródłem inspiracji.
Marcin: Myślę sobie, że z modą jest teraz tak, jak z każdą inną dziedziną sztuki, z muzyką czy z filmem – że tak naprawdę wszystko już było, więc jest tylko kwestia tego, jak te elementy na nowo wykorzystamy i jak je pokażemy. Zawsze jednak szczyciliśmy się tym, że robiąc kolekcję, nigdy nie korzystaliśmy z książek trendowych. Zawsze inspirowaliśmy się tym, co nam w duszy gra, a i tak jednocześnie byliśmy w trendach. Jeśli więc się jest tak długo w branży jak my i cały czas przeżywa się zachodzące zmiany, to naturalnie wychodzi to z człowieka. Nie jest to okazyjne, ale jedna kolekcja przechodzi w drugą.
Opowiedzcie więc, proszę, coś więcej o tym, jak się Wam pracuje w duecie.
Mariusz: Jesteśmy bardzo różni, jeśli chodzi o charaktery, ale generalnie mamy podobne gusta, lubimy podobne rzeczy… Chociaż zauważyliśmy, że z wiekiem coraz bardziej się rozchodzimy także pod tym względem, co akurat bardzo nam odpowiada. Uważamy, że jest to na plus dla naszej kreatywności i wprowadza do naszych kolekcji większą różnorodność.
Marcin: Oczywiście dalej rozumiemy się bez słów i ostatecznie podoba nam się to samo, ale nasze estetyki zaczęły się bardzo różnić. Potwierdzam jednak to, co mówi Mariusz, że jest to bardzo dobre, bo przynajmniej nie jest nudne.
Kiedyś byliśmy bardzo do siebie podobni we wrażliwości na określoną estetykę. Teraz ta wrażliwość u każdego z nas poszła w nieco inną stronę i dzięki temu, jak wspomniałem, pracuje się jeszcze ciekawiej.
Zdarza Wam się kłócić albo wzajemnie krytykować?
Mariusz: Tak, oczywiście, ale to są bardzo twórcze kłótnie, które w finale doprowadzają do czegoś fajnego.
Marcin: Mamy taki system pracy, że jeśli coś się nie podoba nam obu, odstawiamy to na bok i wracamy do tego za jakiś czas albo w ogóle to porzucamy, jeśli nie dojdziemy do porozumienia. Moim zdaniem praca w duecie uczy wiele pokory i odsuwania swojego ego na bok. To też poszukiwanie kompromisu. Chociaż teraz, kiedy o tym myślę, chyba nigdy nie było tak naprawdę burzliwie… Raczej cały czas działamy we wspólnej sprawie i szybko musimy dojść do porozumienia.
Co więcej, uważam, że nigdy nie chciałbym zajmować się samodzielnie tym, co robię. Po pierwsze, dlatego że jestem osobą bardzo niezdecydowaną. Nawet wtedy, gdy muszę wybrać między dwiema rzeczami, potrzebuję wsparcia w podjęciu decyzji. Po drugie, nigdy nie poszedłbym sam na żadną imprezę publiczną – albo bym się wstydził, albo nie wiedziałbym, co ze sobą zrobić.
Mariusz: Ja tylko dodam, że Marcin jest na tyle niezdecydowaną osobą, że musi się zawsze podeprzeć cudzym zdaniem, ale w ostateczności i tak zrobi wszystko… po swojemu.
Chciałabym też zapytać o Wasz romans ze światem wyposażenia wnętrz oraz o powstanie linii „Living by Paprocki & Brzozowski”. Opowiedzcie, proszę, jak się to wszystko zaczęło.
Mariusz: Uważamy, że świat mody i dizajnu wzajemnie się ze sobą przenikają. Tu i tam korzysta się z tych samych trendów. Linia „Living by Paprocki & Brzozowski” na razie nie jest bardzo rozbudowana, ale intensywnie pracujemy nad nową kolekcją.
Marcin: Wszystko tak naprawdę zaczęło się od naszej współpracy z firmą Urzędowski, która jakiś czas temu zaproponowała nam zaprojektowanie okien i drzwi. Na samym początku ta propozycja była dla nas zaskakująca, zastanawialiśmy się, czy w ogóle mamy podjąć ten temat. Po różnych wspólnych rozmowach stwierdziliśmy jednak, że jest to dla nas tak abstrakcyjne i nowe, że podejmiemy wyzwanie i ostatecznie wyszło z tego coś bardzo fajnego.
Potem bardzo długo współpracowaliśmy z firmą Miloo Home – stworzyliśmy dla niej tekstylia, komplety bombek świątecznych na choinkę, itd. I cały czas nabieraliśmy większego apetytu na tego typu projekty. Sami uwielbiamy gadżety do domu typu świece, dyfuzory, poduszki, więc kiedy pojawiła się możliwość stworzenia naszej autorskiej linii, byliśmy tym bardzo podekscytowani. Pierwsza kolekcja nie jest bardzo rozbudowana ze względu na to, że najpierw chcieliśmy poeksperymentować, znaleźć swoją stylistykę w nowym obszarze jakim są akcesoria do domu , a także zobaczyć, jak projekty living zostaną przyjęte przez naszych klientów.
Kolekcja stworzonych przez Was elementów wyposażenia wnętrz jest rzeczywiście bardzo spójna z Waszą marką modową. Już na pierwszy rzut oka widać, że to Wasze projekty.
Mariusz: Tak, ponieważ nie potraktowaliśmy tej linii jako całkowicie nowego tworu, ale coś, co wychodzi z naszego DNA. Zawarliśmy w tych projektach chociażby charakterystyczne dla nas pomieszanie romantyki z rock and rollem. Chcieliśmy, żeby to wszystko było bardzo autentyczne i spójne z ideą naszej marki.
Ponieważ spotykamy się na dwa dni przed Waszym pokazem, muszę spytać, jak zazwyczaj wygląda proces pracy nad modową kolekcją Paprocki&Brzozowski?
Mariusz: Akurat nad tą kolekcją zaczęliśmy prace cztery miesiące temu. Przez ten czas rzeczywiście kolekcja sukcesywnie się rozwijała, rozwijały się idee, które się w niej pojawiały. I to jest taki proces twórczy, który w zasadzie trwa do samego pokazu. Właściwie jeszcze teraz tworzymy coś na ostatnią chwilę, bo cały czas pomysły buzują nam w głowie.
Widziałam na Waszym profilu na Instagramie, że jeszcze wczoraj do jednego z ubrań przyczepiliście kryształy.
Mariusz: Zgadza się. Właśnie dosłownie przed chwilą kończyłem czarny garnitur z kamieniami Swarovskiego, który tu wisi.
Marcin: W niektórych momentach, kiedy jest bardzo dużo pracy, rzeczywiście osobiście musimy wesprzeć nasze panie krawcowe i są to najczęściej prace ręczne. Wracając jednak do pytania o proces twórczy, to za każdym razem, w przypadku poszczególnych kolekcji, wygląda to inaczej.
Przed pandemią był straszny pęd, wręcz obowiązek tworzenia kolekcji regularnie. Wpadliśmy w taki rytm, tworząc dwie, a nawet więcej kolekcji rocznie. Przez pandemię trochę odpoczęliśmy, zastanawialiśmy się, jacy chcielibyśmy być dalej. I stworzyliśmy linię eleganckich, bardzo kobiecych ubrań „Timeless”, która w naszym butiku jest dostępna obok linii ubrań komfortowych, basicowych.
Po zakończeniu lockdownu mieliśmy też niedosyt pokazów mody. I kiedy wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić pokaz mody w Elektrowni Powiśle, zaczęły pojawiać w naszej głowie nowe idee z tym związane.
Ten proces był z jednej strony bardzo spokojny, bo mieliśmy bardzo dużo czasu. Natomiast z drugiej strony wydawało nam się, że ta kolekcja będzie wyjątkowo zróżnicowana, bo „nawciskaliśmy” do niej wszystkie nasze pomysły, które nam przez ostatnie dwa lata siedziały w głowach.
Jakie to pomysły?
Marcin: W kolekcji znalazło się dużo wspomnień, sentymentalnych patentów sprzed lat, co jest dla nas wyrazem kultywowania DNA marki. Są to tatuażowe koronki, żeby było romantycznie, powracamy też do piór, z którymi swego czasu eksperymentowaliśmy. Wtedy były one dla kobiet zbyt ekstrawaganckie, natomiast dziś okazują się pożądane.
Mariusz: Na pewno będzie dużo błysku i dużo lekkości. Postawiliśmy też na kolor i na ponadczasową klasykę, czyli będą bardzo fajnie skrojone damskie garnitury. Troszkę nawiązujemy też do lat 90. – z bardzo krótkimi żakietami i szerokimi spodniami z wysokim stanem. Będzie w tym z pewnością duża różnorodność, niewątpliwie chcemy wszystkich zaskoczyć.
Marcin: Przede wszystkim jednak przyświeca nam takie łączenie estetyk, dzięki któremu ma nie być nudno.
Zresztą zawsze staraliśmy się łączyć coś, co do siebie pozornie nie pasuje. A wspólnym mianownikiem będzie już wspomniane wcześniej połączenie romantyki i rock and rolla.
Podczas naszej rozmowy pojawiło się bardzo dużo rockandrollowych odniesień. Pozwolę więc sobie zamknąć ją także nieco muzycznie. Niedawno w Warszawie był wspaniały koncert Guns N’ Roses – zespołu, z którym przez te romantyczne i rockowe inspiracje bardzo mi się kojarzycie. Życzę Wam, żebyście będąc w wieku grających w nim muzyków, mieli takiego samego powera jak oni i taką samą energię do robienia tego, co w życiu kochacie.
Mariusz i Marcin: Bardzo dziękujemy! Póki co, odpukać, energia jeszcze jest!