Jak zaprojektować dom rodzinny? Rozmowa z architektem Arturem Chołdzyńskim
„Kilka lat temu zdarzało się, że studenci architektury, a także młodzi architekci, z którymi rozmawiałem jako z kandydatami do pracy, mówili, że architektura się już skończyła i że wszystko zostało już wymyślone. I to jest oczywiście nieprawda, bo architektura się nigdy nie kończy. Przykładem jest sposób podejścia do kwestii energetycznych i zasobów. To daje nowe możliwości i pozwala łamać dotychczasowe standardy” - mówi architekt Artur Chołdzyński.
Jest Pan znany głównie z wielkoskalowych realizacji - z ikonicznej już stacji metra Plac Wilsona w Warszawie, budynku laboratoriów Politechniki Lubelskiej czy stołecznego biurowca Kronos Ambassador. Jednak to, na czym wydaje się Pan ostatnio skupiać uwagę, to realizacje budynków jednorodzinnych. Jakie wyzwania rodzi taka architektura?
Jest to najmniejszy budynek, w którego projekcie należy pomyśleć o każdym aspekcie obecnym w architekturze. Jest to więc oczywiste pole do eksperymentów. Dlatego właśnie w tej skali powstawały najczęściej projekty, które wytyczały nowe kierunki w projektowaniu. Trzeba jednak pamiętać o tym, że aby stworzyć dzieło nowatorskie trzeba mieć perfekcyjnie opanowany warsztat i umiejętności rozwiązywania tradycyjnych problemów – nie zapominajmy, że Pablo Picasso był doskonałym rysownikiem. Architekci od zawsze chętnie zajmowali się projektami małych domów i traktowali to jako manifest swoich poglądów na estetykę, swoją wizytówkę, która reklamuje twórczość autora. Dlatego też często budowali takie domy sami dla siebie, jako pierwsze własne realizacje. Są też architekci, którzy traktują taki projekt jako swoistą krzyżówkę do rozwiązania i czerpią z tego satysfakcję. Nie można powiedzieć, że projektowanie domu jednorodzinnego jest proste, a dużego budynku np. użyteczności publicznej - skomplikowane. Także z punktu widzenia administracyjnego, zgód i pozwoleń, taki mały projekt wymaga podobnego nakładu czasu i wysiłku jak większość dużych realizacji. To oczywiste uproszczenia, ale niedalekie od prawdy. Niewielu architektów może sobie pozwolić na zajmowanie się wyłącznie małymi, wymagającymi projektami, także dlatego, że bardzo trudno jest się z tego utrzymać. Praca nad takim projektem to odpowiedź na zamówienie konkretnej osoby, która z reguły buduje dla siebie, jest końcowym odbiorcą. Każdy taki klient ma inne potrzeby. Architekt musi w trakcie pracy nad projektem te potrzeby odkryć, zrozumieć i odpowiedzieć na nie w najlepszy możliwy sposób. To trudny i wymagający, ale jednocześnie fascynujący proces. Ja to bardzo lubię. W tym procesie rodzi się często wzajemne zaufanie, sympatia, zdarza się, że pozwala to nawiązać bliższe relacje.
Teraz pracuje Pan nad domem jednorodzinnym. To nietypowy projekt, bo pod jednym dachem zamieszkają aż cztery pokolenia. Jaki był Pana pomysł na pogodzenie czterech zróżnicowanych generacji w jednym budynku?
Inwestorzy są małżeństwem o bardzo tradycyjnych poglądach na rodzinę, chcą stworzyć dla swoich najbliższych miejsce wspólnych spotkań, z atmosferą do spędzania świąt, wakacji, długich weekendów, opieki nad nowonarodzonymi wnukami czy nad seniorami w przypadku takiej konieczności. Są przy tym świadomi, że to nie jest idealna recepta na stałe, wspólne zamieszkiwanie, które prowadzi do wielu problemów.
Rozmyślając nad tym projektem i konsultując taki pomysł ze znajomymi, mającymi szczęście posiadać bardzo liczne rodziny, zdałem sobie sprawę z tego, że w Polsce kontynuowana jest przecież długoletnia tradycja podmiejskich rezydencji, wywodząca się jeszcze z czasów ziemiaństwa i obecna w międzywojniu. Tradycja drugich domów, do których przyjeżdżało się całymi rodzinami i mieszkało tam wspólnie przez pewien czas. Pewnie każdy z nas zna osoby wyjeżdżające, na przykład na letnisko, poza miasto, do „rodzinnego gniazda”. Wtedy ta wielopokoleniowość domu nie jest niczym dziwnym. To dobrze działa przede wszystkim dlatego, że wszyscy sobie zdają sprawę, że to wspólne przebywanie za chwilę się skończy i każdy pojedzie w swoją stronę. Dzisiaj, na szczęście, nie myślimy już o tym żeby budować domy, w których będą z nami na stałe mieszkać także nasze dzieci i wnuki.
A jak ta wielopokoleniowość działa w Pana ostatnim projekcie?
Dużo czasu spędziliśmy z inwestorami nad stworzeniem ostatecznego programu funkcjonalnego. Warto przypomnieć starą prawdę, że bez dobrego programu nie powstanie dobry projekt. Warto też przypomnieć, że to właśnie rolą architekta jest znalezienie propozycji programu odpowiadających na niecodzienne oczekiwania, a także uświadomienie przyszłym mieszkańcom ich potrzeb i pokazanie możliwego sposobu ich zaspokojenia. Wiele rozmów, którym towarzyszyły szkice nowych pomysłów, przyniosło końcowy efekt. Wszyscy są przekonani, że jest optymalny. Także pod względem wielkości - dom jest dokładnie taki, jaki jest potrzebny, każdy metr kwadratowy ma swoje uzasadnienie.
Jak Pan przełożył te założenia na projekt?
Realizuje on moje głębokie przekonanie, podzielane przez wielu doświadczonych architektów, że dom powinien być parterowy. Nie ma żadnego powodu by budować dom piętrowy, jeśli tylko nie występują obiektywne ograniczenia jak wielkość działki bądź inne uwarunkowania tego typu. Taki model, wydawać by się mogło, że paradoksalnie, pomaga w zapewnieniu niezależności funkcjonowania wszystkich pokoleń, które w tym domu zamieszkają. Także na co dzień, nawet w idealnych rodzinach są dni lepsze i gorsze albo przychodzi zmęczenie sobą nawzajem. Dom został podzielony na kilka stref. Jest część dla gości, która może także funkcjonować jako przestrzeń dla seniorów. Są trzy wydzielone strefy typu studio – każda z nich składa się z dwóch pokoi z łazienką i małą podręczną kuchnią. Czwarta, osobna strefa, jest przeznaczona dla właścicieli domu. Jest też oczywiście największa część wspólna, z dużą kuchnią, salonem i wielofunkcyjnym gabinetem-biblioteką. Sama kuchnia jest swoistą niezależną strefą – można tam jeść codzienne małe posiłki, ale też wspólnie gotować przygotowując wielkie biesiady, przynosić z ogrodu za oknem zioła, robić przetwory i nosić je do piwniczki, innym razem zaglądając po drodze do pralni, by wywiesić pranie na wolnym powietrzu. Każda z tych stref posiada swoją część ogrodu i możliwość niezależnego wejścia. Główną częścią ogrodu jest wewnętrzne patio, rozszerzające w sposób naturalny część wspólną, intymną i bezpieczną przestrzeń, niewidoczną dla nikogo z zewnątrz, do której nie można wtargnąć w sposób niekontrolowany.
Są też zakamarki, stanowiące o jakości życia, a także dające możliwość doświadczania bycia sam na sam ze sobą. Przestrzenie małej skali, których celem jest dostarczanie przyjemności mieszkańcom: kamienne ławki na dziedzińcu wejściowym, pojedyncze stopnie, na których można usiąść i patrzeć na specjalne miejsce w ogrodzie, ukryte przejścia, zadaszenia spod których można patrzeć na deszcz, miejsce do siedzenia w oknie wykorzystujące dużą grubość murowanej ściany, podobnie jak blaty do pracy w pokojach czy w kuchni - rzeczy które wszyscy lubimy. Dzięki daszkom o przestudiowanym wysięgu wnętrza nie są narażone na bezpośrednie nasłonecznienie latem, co bywa uciążliwe i powoduje przegrzewanie pomieszczeń.
Oczywistą częścią pracy nad projektem są studia akustyczne i sztucznego oświetlenia pomieszczeń. Bywa, że we wnętrzu czujemy się dobrze, odbieramy je jako przytulne czy spokojne, a nie potrafimy powiedzieć co dokładnie powoduje takie wrażenie. Po profesjonalnej analizie okazuje się, że to najczęściej efekt małego czasu pogłosu w takim wnętrzu i sztucznego oświetlenia o różnych scenariuszach, zrealizowanego z wykorzystaniem profesjonalnej wiedzy na ten temat, a nie przez zawieszenie lampy, która akurat nam się spodobała lub jest modnym elementem wyposażenia wnętrz.
Bardzo dużo pracy włożyliśmy z projektantami branżowymi w stworzenie optymalnego projektu źródła ciepła i chłodu, a także modelu wytwarzania i magazynowania energii elektrycznej na miejscu. Każda ze stref domu jest mechanicznie wentylowana, ogrzewana i chłodzona niezależnie, z możliwością czasowego odłączania lub załączania poszczególnych stref, także zdalnie.
Ogromnie ważny jest projekt ogrodu. To nie tylko piękna i funkcjonalna kompozycja roślin, nawierzchni, drobnych form architektonicznych, stref nasłonecznionych i zacienionych, ale także przemyślany projekt magazynowania wody deszczowej z użyciem ukształtowania terenu.
Jakie cechy Pana zdaniem powinien mieć projekt funkcjonalnego domu jednorodzinnego?
Choć na takie pytanie inaczej odpowiedź wygląda w Europie, inaczej w Ameryce, a jeszcze inaczej w innych częściach świata, wszyscy ludzie zgadzają się co do tego, że dom, jako szczególna forma miejsca zamieszkania, jest podstawowym prawem człowieka. Z problemem realizacji w Polsce tego podstawowego ludzkiego prawa zmierzyłem zaraz po studiach, przygotowując wraz z kolegami w 1995 roku projekt na konkurs Fundacji Dom Dostępny założonej przez Zygmunta Stępińskiego. Organizatorzy konkursu chcieli pokazać, jak można myśleć o architekturze jednorodzinnej w realiach wolnorynkowych i jak odejść od schematów z czasów PRL. Projekt zakładał stworzenie budynku dla rodziny 2 + 2 na podmiejskiej działce. Postulowane maksymalne koszty tamtego domu dziś wywołują uśmiech – dom wybudowany według naszego projektu nie mógł być droższy od ówczesnych 75 tysięcy złotych. Konkurs wygraliśmy. Jury ujęliśmy także tym, że zaprojektowaliśmy piąty pokój, mieszcząc się w tej cenie.
Zna Pan losy tego budynku?
Dom został zbudowany w 1996 roku w ramach wystawy pokonkursowej w Choszczówce, która jest częścią warszawskiej Białołęki. Był taki czas, że starałem się tam bywać raz w roku. Z ciekawości, żeby zobaczyć, jak budynek zmienia się z czasem. Po długiej przerwie pojechałem do Choszczówki chyba pięć lat temu. Gdy się mu przyglądałem, z domu wyszedł, jak się okazało, jego drugi właściciel i zaprosił mnie do środka. Razem z żoną zaadaptowali wnętrze do swoich potrzeb. Byli zachwyceni łatwością, z jaką mogli wprowadzać zmiany. Życzę każdemu architektowi takiej rozmowy i takich uśmiechów na twarzach mieszkańców domów zbudowanych na podstawie ich projektów. To wielki komplement i jedno z przyjemniejszych przeżyć, które miałem z racji uprawianego zawodu.
A jak dziś zaprojektowałby Pan taki Dom Dostępny?
Jedną z najważniejszych obecnie kwestii związanych z projektowaniem domów jest gospodarowanie energią i wynikająca z tego minimalizacja wpływu na środowisko i kosztów utrzymania. Bardzo ważny jest także wybór rodzaju używanych materiałów budowlanych z myślą o ich potencjalnym odzyskiwaniu do ponownego użycia. Unia Europejska prowadzi w tym zakresie niesłychanie ciekawy i potrzebny program Nowy Europejski Bauhaus, który ma uświadomić, że żyjemy w czasach prawdziwej rewolucji w budownictwie. Wciąż bardzo mało osób zdaje sobie z tego sprawę. Coś kojarzą, ktoś zamontował pompę ciepła albo fotowoltaikę, wykorzystuje deszczówkę w ogrodzie, podgrzewa wodę promieniami słonecznymi, włącza i wyłącza coś zdalnie używając telefonu, ale wciąż bardzo mało jest całościowych rozwiązań integrujących wszystkie te aspekty. Jednak to zacznie obowiązywać powszechnie znacznie szybciej niż nam się wydaje. Więcej - to nie dotyczy tylko zwykłych zjadaczy chleba. Jeden z najwybitniejszych współczesnych architektów, Amerykanin Steven Holl, tworzący prawdziwie bezkompromisowe formalnie, awangardowe budynki, od dłuższego czasu przy każdym projekcie publikowanym na swojej stronie internetowej umieszcza część poświęconą zagadnieniom ochrony zasobów - szczegółowo opisuje, jak rozwiązał problem wody, ścieków, wytwarzania prądu, ogrzewania, chłodzenia i wentylacji. Dzisiaj jest absolutnie oczywiste, że oprócz piękna architektury i jej funkcjonalności równie ważne jest jej znikome oddziaływanie na środowisko.
Co jeszcze jest ważne?
Rozłożysty, parterowy dom jest zaprzeczeniem tego, czego uczono mnie na studiach, czyli domu ekonomicznego. Taki budynek powinien być zbliżony do sześcianu, mieć jak najmniejszą powierzchnię ścian zewnętrznych i dachu i być najbardziej umiarową z możliwych brył, przede wszystkim po to, żeby był tani w utrzymaniu, a zwłaszcza by łatwo było go ogrzać. Dziś jednak te kryteria mogą wyglądać inaczej, energię odnawialną możemy wytworzyć sami na działce, magazynować i bardzo efektywnie wykorzystywać. To właśnie pozwala na nowo patrzeć na rozwiązywanie problemów funkcjonalnych i kompozycyjnych w sposób bezkompromisowy, taki który najbardziej nam odpowiada. To bardzo ciekawy filozoficznie wątek współczesnego projektowania. Choć umiar i zdrowy rozsądek na szczęście wciąż pozostają cnotą.
Patrząc na polski krajobraz osiedli domów jednorodzinnych, można odnieść wrażenie, że dominuje w nim pomieszanie katalogowców i pastelowo-kolorowych elewacji. Dużo oczywiście zaczyna się zmieniać, ale nadal nie jest idealnie. Co Pana zdaniem trzeba naprawić?
Myślę, że w polskim pejzażu brak przede wszystkim planowania przestrzennego. Przestał w Polsce istnieć zawód urbanisty, który zlikwidowano dziesięć lat temu w ramach tzw. deregulacji zawodów. Było to coś trudnego do wyobrażenia, ale jednak wprowadzono ten pomysł w życie. Skutki tej decyzji widoczne są dzisiaj w Polsce, tak samo jak niezwykle niska jakość planowania przestrzennego po roku 1989. Jesteśmy tu niechlubnym wyjątkiem. Europa Zachodnia pokazuje nam, że tak nie musi być i nie powinno. Polacy jednak kochają wolność, w podobny sposób jak Amerykanie. Jesteśmy narodem, który nienawidzi, jak się go zmusza do robienia czegoś, a już na pewno na własnej działce. Nie lubimy podporządkowywać się dobru wspólnemu, robić coś wbrew sobie, by stworzyć wspólną przestrzeń. To się niestety przekłada na wygląd polskiego krajobrazu. Na szczęście, choć bardzo powoli, coś w tym podejściu się zmienia na lepsze. A w tym przypadku, jak rzadko kiedy, przepis jest prosty: wystarczy mieć dobre regulacje urbanistyczne i już będzie piękniej.
Artur Chołdzyński (ur. 1969 r.) jest absolwentem Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej kierunku Architektura i Urbanistyka. Przez wiele lat był szefem zespołu projektowego w pracowni AMC prowadzonej przez jego brata, Andrzeja Chołdzyńskiego. Tam projektował jedne z najbardziej rozpoznawalnych budynków w Polsce, m.in. warszawski biurowiec Kronos Ambassador, stacje metra Plac Wilsona, Ulrychów i Bemowo. Dziś prowadzi autorską pracownię architektoniczną.
Więcej na www.choldzynski.pl.