Algorytm rzemiosła. 10 lat marki Tylko
Zaczęli od prozaicznego marzenia o meblu idealnym dla siebie, by w dekadę stworzyć jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich marek na europejskim rynku. Udowodnili, że technologia nie musi zabijać rzemiosła, a meblościanka może być synonimem skrajnego indywidualizmu. Z Hanną Kokczyńską i Mikołajem Molendą, współzałożycielami marki Tylko, rozmawiamy o tym, jak nasze domy stały się planami filmowymi, dlaczego uciekają przed słowem „moda” i czy w dobie AI zatęsknimy za niedoskonałością.
Dekadę temu rynek meblowy był mocno spolaryzowany: z jednej strony tania masówka, z drugiej – drogi design dostępny dla nielicznych. Wy weszliście w ten świat z czymś zupełnie innym. Skąd w ogóle wziął się pomysł na Tylko?
Hanna Kokczyńska: Zaczęliśmy bardzo prosto, wręcz egoistycznie w najlepszym tego słowa znaczeniu. Chodziło o zaprojektowanie mebli, o których sami marzyliśmy. Ja chciałam mieć w domu coś, czego nie mogłam znaleźć na rynku: mebel trwały, estetyczny i idealnie dopasowany. Szukaliśmy rozwiązania dobrego dla nas samych. Oczywiście dziś stoi za nami sztab wspaniałych specjalistów, ale ten pierwotny impuls był bardzo osobisty.
Mikołaj Molenda: To podejście „zrobienia tego dla siebie” przełożyło się na całą filozofię firmy. Zrozumieliśmy, że dla wielu ludzi moment urządzania domu to ogromny stres. Większość z nas nie ma narzędzi projektowych, nie potrafi wyobrazić sobie proporcji czy zestawień kolorystycznych. Naszą misją stało się bycie tym „projektantem”, który dzięki technologii i algorytmom prowadzi klienta za rękę, zdejmując z niego ciężar trudnych decyzji.
Wspomnieliście o klientach i ich potrzebach. Ostatnia dekada, a szczególnie czas pandemii, radykalnie zmieniły nasze podejście do przestrzeni mieszkalnej. Jak z Waszej perspektywy ewoluowała funkcja domu?
Hanna Kokczyńska: Jeszcze dziesięć lat temu domy były przestrzeniami stricte prywatnymi. Dla wielu osób strefa reprezentacyjna kończyła się na progu – dom mógł być taką „dziurawą skarpetką”, której nikomu nie pokazujemy. Pandemia to zmieniła. Zostaliśmy zmuszeni do siedzenia w czterech ścianach i nagle to, jak się w nich czujemy, stało się kluczowe. Co więcej, dom stał się scenografią do transmisji. Każdy z nas stał się prezenterem we własnej telewizji, gdzie tłem jest nasze mieszkanie.
Mikołaj Molenda: Zgadzam się. Przez social media i wideokonferencje dom stał się elementem naszej tożsamości, którą pokazujemy światu. Równocześnie obserwujemy – szczególnie w dużych miastach jak Londyn, Berlin czy Paryż – że metraże mieszkań maleją ze względu na ceny nieruchomości. To wymusza kompromisy. Ludzie muszą wykorzystywać przestrzeń co do centymetra. Tutaj nasze meble, dopasowywane idealnie do wymiarów, wpisują się w tę potrzebę optymalizacji coraz mniejszej, ale coraz ważniejszej przestrzeni.
Mówicie o optymalizacji i zabudowie całych ścian. Czy to nie brzmi jak powrót do idei meblościanki, która kiedyś była w każdym polskim domu?
Mikołaj Molenda: Zdecydowanie. Widujemy u naszych klientów aranżacje, które są współczesną interpretacją meblościanki. Sprzedajemy meble, które mają nawet po 5 metrów szerokości. Ta koncepcja działa i jest cenna, bo pozwala maksymalnie wykorzystać miejsce.
Hanna Kokczyńska: Warto jednak zaznaczyć fundamentalną różnicę. PRL-owska meblościanka była standardem narzuconym wszystkim – demokratycznym rozwiązaniem problemu małych mieszkań, ale pozbawionym indywidualizmu. Wszyscy mieli to samo. My jesteśmy „meblościanką 2.0” – to nadal odpowiedź na małe metraże, ale w pełni spersonalizowana. Dzięki naszemu systemowi każdy może dostosować ten mebel do swoich potrzeb.
Jesteśmy 10 lat po debiucie Tylko. Czy obserwujecie różnice w podejściu do urządzania wnętrz między Polską a Zachodem? Czy wciąż mamy kompleksy, czy może wykształcił się już „polski styl”?
Mikołaj Molenda: Przeszliśmy długą drogę – od czasów, gdy braliśmy to, co było, przez fascynację szwedzkim minimalizmem, aż do momentu, w którym Polacy zaczynają odważnie łączyć marki europejskie z nutą nostalgii za polskim wzornictwem lat 50. i 60..
Hanna Kokczyńska: Nowe pokolenie, które teraz urządza domy, nie ma już kompleksów. Dzięki mediom społecznościowym gusty się unifikują – trendy nie są już tak mocno narodowe. Jeśli chodzi o polski design, widzę tu wyraźne rozróżnienie. Mamy świetne rzemiosło artystyczne, obiekty na pograniczu sztuki i designu – Ola Niepsuj, Filomena Smoła, prace Oskara Zięty czy rzeźbiarski proces projektowy Krystiana Kowalskiego. To jest nasza siła: tradycja materiału, gestu i pracy manualnej. Natomiast w masowej produkcji te lokalne wątki zacierają się na rzecz globalnych standardów.
W świecie designu słowo „moda” odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Wy zdajecie się stać nieco z boku tego wyścigu.
Mikołaj Molenda: Bo moda ze swojej natury zakłada krótkoterminowość, a naszą misją jest tworzenie przedmiotów długowiecznych. Nie chcemy podlegać trendom, które każą wymieniać wnętrze co sezon. Oczywiście, widzimy zmiany w kolorystyce, przesuwamy się po skalach barw, ale nasze meble mają być ponadczasową bazą.
Hanna Kokczyńska: Dokładnie. Naszym założeniem od pierwszego dnia było stworzenie „uniwersalnej ramy”. Mebel ma być tłem dla życia. Wyobraź sobie nasz regał: dziś włożysz w niego kolorowe wazony, jutro kolekcję minerałów, a pojutrze dziecięce zabawki. W każdej z tych sytuacji mebel ma wyglądać świetnie. To wyjście z tymczasowości, która nam się w branży meblowej bardzo nie podobała.
Skoro o „trzymaniu fasonu” mowa – trwałość to w Waszym przypadku nie tylko hasło marketingowe.
Hanna Kokczyńska: Zaczęliśmy od sklejki – jednego z najtrwalszych materiałów, znacznie bardziej wytrzymałego niż lite drewno w wielu zastosowaniach. Moje półki w domu uginają się pod ciężarem albumów w trzech rzędach, a konstrukcja ani drgnie. Ludzie, projektując mebel w naszym konfiguratorze, poświęcają mu czas, nawiązują z nim więź. Musimy im zagwarantować, że ta relacja przetrwa lata.
Często mówi się, że technologia stoi w kontrze do rzemiosła. U Was algorytmy i konfigurator wydają się być nowoczesną formą rzemiosła.
Mikołaj Molenda: Jesteśmy firmą o bardzo szerokich kompetencjach. Z jednej strony mamy unikatowy konfigurator, za którym stoi potężna wiedza projektowa zapięta w algorytmy , a z drugiej – własny system produkcyjny. To my zamieniamy projekt klienta w pliki produkcyjne, które trafiają bezpośrednio na maszyny w fabryce. Robimy wszystko od A do Z, łącznie z logistyką. To pozwala nam kontrolować jakość na każdym etapie i dostarczać produkt „szyty na miarę” w skali masowej.
W Waszych działaniach mocno wybrzmiewa słowo „algorytm”. W dobie eksplozji AI, jak technologia wpłynie na przyszłość designu i Waszej marki?
Mikołaj Molenda: AI wpłynie na wszystko w potężny sposób. Widzę tu dwie siły. Z jednej strony czeka nas unifikacja i pewna „dysforia” estetyczna – przyzwyczajamy się do obrazów generowanych przez AI, które stają się nowym standardem. Z drugiej strony, w kontrze do tego, nastąpi zwrot ku autentyczności.
Hanna Kokczyńska: Dokładnie. Im bardziej świat będzie cyfrowy i wygenerowany, tym większą wartość będzie miało to, co fizyczne, namacalne i rzemieślnicze. Wierzę, że w przyszłości luksusem będzie obcowanie z przedmiotem, za którym stoi człowiek i prawdziwy materiał, a nie tylko prompt.
Mikołaj Molenda: Już teraz, w dobie taniej, masowej produkcji z Chin, zaczynamy z wdzięcznością patrzeć na niedoskonałość metalu czy szkła, które noszą ślady ludzkiej ręki.
Zaczynaliście jako marka digital-first, udowadniając, że meble da się sprzedawać przez internet. Teraz otwieracie showroomy. Skąd ten zwrot ku offline?
Mikołaj Molenda: To pragmatyzm. Nadal 80% ludzi kupuje meble w sklepach stacjonarnych. Chcemy dotrzeć do klientów, którzy potrzebują dotknąć materiału, zobaczyć kolor na żywo, zrozumieć proporcje. Szczególnie przy sofach ta fizyczna obecność jest kluczowa – trzeba sprawdzić, jak się na nich siedzi.
Hanna Kokczyńska: To też kwestia zaufania. Nasze meble są wykonane z bardzo wysokiej jakości materiałów, co czasem trudno oddać na ekranie. Klienci często są zaskoczeni in plus, gdy widzą produkt na żywo. Showroom pozwala nam pokazać tę szczerość materiału, z której jesteśmy dumni.
Tylko to dziś duża organizacja. Jak dbacie o to, by w pędzie za innowacjami nie zgubić ducha zespołu?
Hanna Kokczyńska: Po dziesięciu latach mogę powiedzieć, że bardzo dbamy o to, by Tylko było firmą, w której ja sama chciałabym pracować. Nie skupiamy się wyłącznie na doświadczeniu klienta, ale równie mocno na doświadczeniu pracowników. Chcemy, by nasza przestrzeń biurowa na Czerskiej i kultura pracy były inspirujące, by ludzie mogli się tu rozwijać i po prostu dobrze spędzać czas.
Mikołaj Molenda: Jesteśmy szeroką spółką – od brandingu, przez e-commerce, aż po produkcję i logistykę. To daje ogromne pole do rozwoju. I to jest też moment, by powiedzieć głośno: szukamy talentów. Jeśli ktoś chce współtworzyć markę, która realnie zmienia to, jak mieszkają ludzie w Europie, zapraszamy do nas.
Na koniec: jaka jest wizja Tylko na kolejną dekadę?
Mikołaj Molenda: Chcemy dalej zdejmować z ludzi stres związany z urządzaniem domu. Naszą misją jest przesuwanie się z projektowania pojedynczego obiektu do projektowania całych, spójnych przestrzeni. Chcemy dostarczać rozwiązania, które są głęboko przemyślane, perfekcyjnie dopasowane i – co najważniejsze – zostają z nami na lata.
Więcej: