Ratunek dla polskiego rzemiosła, czyli Siostry Plotą – rozmowa
W 2020 roku dziadek Kasi Nejman i Ani Boreckiej podjął decyzję o zamknięciu swojego ukochanego sklepu z wikliną na Pradze-Północ. Wnuczki postanowiły pomóc mu sprzedać towar, z tego względu poprzez Internet ogłosiły wyprzedaż asortymentu. Zainteresowanie produktami przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Wtedy zdecydowały, że historia ich rodzinnego biznesu nie zakończy się w tym momencie. Jako Siostry Plotą przejęły pałeczkę po dziadku, nadając plecionkarstwu nowe oblicze z szacunkiem do tradycji.
O tej niezwykłej historii, rzemiośle i planach na przyszłość porozmawialiśmy z Katarzyną Nejman, współzałożycielką marki.
Na stronie internetowej siostryplota.pl można wyczytać, że sklep należał wcześniej do Waszego dziadka. Jak to się stało, że biznes trafił w Wasze ręce?
To historia bardzo dla nas emocjonalna. Dziadek w czerwcu 2020 roku postanowił zamknąć swój sklep, a my całą rodziną postanowiliśmy go w tym wesprzeć. Internetowo ogłosiliśmy wyprzedaż asortymentu. Wiadomość ta zaczęła wirtualnie się rozprzestrzeniać, głównie dzięki zainteresowaniu Magdy Jagnickiej, która ma duże grono odbiorców.
To, co wydarzyło się później, było jak sen. Cały czas byłam z dziadkiem na miejscu, w sklepie. Odwiedził nas tam tłum ludzi chcących nas wesprzeć. Gdy patrzyłam na znikające z półek produkty odsłaniające puste ściany, poczułam w sobie ogromną niezgodę na ten koniec. Zadzwoniłam do siostry i powiedziałam:
„Ania, my to musimy przejąć. Nie możemy tego tak zostawić”.
Ania (będąca wtedy na końcówce ciąży) z początku była bardziej ostrożna, nie trzeba było jej jednak długo namawiać. Zgodnie podjęłyśmy decyzję, żeby zmienić swoje życia i spróbować uratować sklep dziadka.
To, co nas niosło i obecnie również niesie, to fakt, że nasza historia rodzinna w mikroskali odzwierciedla sytuację rzemiosła w Polsce. Jesteśmy obecnie na skraju wymierania tego zawodu. To, co dla nas było całym dzieciństwem, to, co było dla nas znane, oczywiste, zostaje powoli zapominane. Postanowiłyśmy zrobić wszystko, by to się nie dokonało!
Wierzymy, że do tego nie dojdzie! Mamy jednak świadomość, że ratowanie rzemiosła nie jest łatwe. Jakie były główne wyzwania, którym musiałyście stawić czoła po przejęciu sklepu?
Ponieważ była to emocjonalna decyzja, wystartowałyśmy z wielką misją i wołaniem serca, ale bez większego planu biznesowego i przede wszystkim bez większego wkładu finansowego. Jednak już na samym początku udało mi się wygrać w konkursie „Maraton Marzeń” 10.000 zł na rozwój swojego marzenia, czyli start sklepu. To był moment, w którym chyba wszyscy uwierzyliśmy, że to się dzieje naprawdę, że to się uda.
„To najszczęśliwszy dzień mojego życia” – tak dziadek podsumował te wydarzenia.
Ja też przyznam, że jako osoba dość młoda i chyba naiwna miałam nadzieję, że strona formalno-prawna będzie trochę łaskawsza dla przedsiębiorców. Niestety do tej pory te tematy jeżą mi włos na głowie, a telefony od księgowej skraplają pot na czole.
Jedna z Was z zawodu jest aktorką, druga graficzką. Łączycie prowadzenie sklepu z wykonywaniem swoich zawodów czy skupiłyście się już wyłącznie na prowadzeniu Siostry Plotą?
Nasze pierwsze zawody są też naszą ogromną pasją i chyba obie mamy nadzieję, że jeszcze wiele na nas czeka na tych drogach. Nasza codzienna energia jest obecnie mocno skupiona na prowadzeniu Siostry Plotą. Jednak – jak tylko mamy możliwości na twórcze przygody zawodowe – zawsze z ekscytacją w nie wchodzimy. Bardzo się też w tym względzie rozumiemy i wspieramy, zarówno mentalnie, jak i organizacyjnie.
Kto jest autorem produktów stanowiących asortyment Waszego sklepu?
Wyplatamy ja, moja siostra i nasz tata. Spora część asortymentu to nasze projekty i pomysły. Współpracujemy też z rzemieślnikami w całym kraju. Duża część produktów to tradycyjne wzory, które od lat funkcjonują na rynku. To jest niezwykłe, bo możemy obecnie kupić dokładnie taki sam koszyk jak miała nasza babcia. Mało tego – bywa, że jest on robiony dokładnie na tej samej drewnianej formie. Dawnej wzory, sploty i modele były charakterystyczne dla danych regionów. Trudno jest znaleźć autora konkretnych modeli, bo była to bardziej tradycja ludowa. Oczywiście obecnie wszystko się wymieszało!
W jaki sposób nauczyłyście się pleść? Jesteście samoukami czy korzystałyście z pomocy doświadczonych rzemieślników?
Obie jesteśmy z zawodu koszykarkami-plecionkarkami, a Ania jest również czeladnikiem. Bardzo nam zależało, by bardzo dobrze poznać to rzemiosło. Nie było tu mowy o półśrodkach. Kochamy to i chcemy to robić na najwyższym poziomie, chcemy ciagle się uczyć i podwyższać swoje kompetencje.
A jakie przedmioty najbardziej lubicie wytwarzać? Macie swoją ulubioną technikę?
Ostatnio zdecydowanie pochłania nas temat lamp. Jeśli przez technikę masz na myśli rodzaje splotów, to zdecydowanie lubimy je łączyć! Myślę też, że lubimy podejmować wyzwania i pracować nad nowymi projektami, rozwiązaniami – szczególnie pod swoje pomysły. Presja czasu i oczekiwań potrafi zabić twórczość. Ale wiadomo…
Największą radość sprawia nam praca z polskimi roślinami (wikliną, rogożyną, słomą). Marzy się nam, aby w kolejnych projektach je ze sobą bardziej łączyć.
Jakie produkty cieszą się u Was największą popularnością?
To bardzo trudne pytanie! Na początku myślałyśmy, żeby zawęzić asortyment sklepu albo skupić się mocniej na jakimś dziale, jednak nie potrafiłyśmy z niczego zrezygnować. Produkty wyplatane z wikliny mają swoje sezony i chyba też ich popularność zmienia się wraz z nimi. Świetnym przykładem są tutaj koszyczki na święconkę wielkanocną.
Mam również pytanie na potrzeby osób zainteresowanych praktyczną stroną rzemiosła. Na czym polegają organizowane przez Was warsztaty plecionkarskie? Jak często je organizujecie i jak wyglądają zapisy?
Uwielbiamy prowadzić warsztaty, więc bardzo cieszę się z tego pytania. W swojej ofercie mamy tak naprawdę szeroki wachlarz możliwości i jesteśmy też otwarte na tworzenie warsztatów pod konkretne potrzeby. Impreza integracyjna, wieczór panieński, warsztaty w klasach, warsztaty dla osób z niepełnosprawnościami, zajęcia dla seniorów, dzieci, rodzin – możliwości jest wiele.
Mamy również stałe cykle. Na przykład warsztat „Mój pierwszy kosz” odbywa się średnio raz w miesiącu. Takie zajęcia trwają ok. 5,5 godziny i podczas nich wyplatamy kosz na dnie ze sklejki. Na miejscu dostępne są wszystkie materiały, narzędzia i przekąski. Niesamowite jest to, że każdy kosz wychodzi zupełnie inny. Pięknie się na to patrzy, jak kreatywność miesza się ze skupieniem.
Mamy tez cykl miesięczny, podczas którego jesteśmy w stanie zagłębić się nieco bardziej w podstawy plecionkarstwa. Wyplatanie to wspaniały sposób na odreagowanie trudności dnia codziennego i z całego serca polecam każdemu spróbować tej formy medytacji.
Czy możecie zdradzić Wasze plany na przyszłość? Może planujecie rozszerzenie działalności w jakimś zakresie?
Dział, który z powodzeniem rozwijamy i liczymy na więcej, to współprace z architektami. Ostatnio na przykład nasze lampy i siedziska znalazły się w hotelu Saltic w Łebie, którego wnętrze zaprojektowała pracownia Nojen. Możliwość współtworzenia wnętrz i wplatania do nich polskiej wikliny to coś, co kochamy i chcemy pogłębiać. W nowym dizajnie widzimy szanse na przetrwanie naszego rzemiosła. Tym bardziej cieszmy się, że duże firmy coraz częściej zwracają wzrok ku polskim rzemieślnikom.
Generalnie planów jak zawsze mamy dużo. Jak na razie szykuje się nam niezwykły lipiec. Zapowiada się, że wtedy spełni się nasze kolejne marzenie! Póki co boję się zdradzać szczegóły, ale już niebawem będę mogła powiedzieć więcej.
Rozmawiała Joanna Sokołowska.