„Nigdy nie porzuciłam myślenia plastycznego” – rozmowa z Magdą Jurek
Co łączy Marię Skłodowską-Curie i Magdę Jurek? Fakt, że obie pracowały z probówkami. Różnica tkwi w tym, że ta pierwsza przy ich pomocy odkrywała pierwiastki, ta druga zaprojektowała z nich żyrandol. Rozmawiamy z Magdą Jurek, artystką i projektantką, założycielką marki „Pani Jurek”.
Co sprawiło, że postanowiłaś zająć się projektowaniem?
Studiowałam malarstwo na warszawskiej ASP. Po studiach projektowanie przyszło do mnie w sposób naturalny. Spowodowane było trochę pragmatyką i życiową koniecznością. Wymyśliłam wtedy żyrandol wykonany z probówek „Maria S.C.”, który szybko wszedł na rynek i to z dużym sukcesem. Stało się to w sposób nie do końca przeze mnie zaplanowany, ale zdefiniowało to, co robię obecnie.
Czy fakt ukończenia studiów malarskich wpływa na to, co tworzysz?
Moja obecna działalność to pewnego rodzaju kontynuacja mojego poprzedniego zajęcia. Jest to rozwój tych samych wątków i myśli. Nigdy nie porzuciłam myślenia plastycznego.
Twoje projekty są bardzo energetyczne, wyróżniają się formą, kolorem, nazwą. Skąd czerpiesz inspiracje do ich tworzenia? Czy brakuje Ci czasem pomysłów?
Nie, nie brakuje mi pomysłów, raczej moim problemem jest znalezienie czasu na ich realizację. Po ukończeniu malowania obrazu, szybko mogę pójść dalej. Każdy z obrazów jest zamkniętym światem. Natomiast w procesie projektowym droga jest długa, żmudna, na dodatek pod koniec bywa mało kreatywna. Doprowadzenie projektu do końca wymaga ogromnej wytrwałości.
Pomysły do tworzenia projektów czerpię z przeróżnych źródeł. Często z natury, czasem podłożem jest jakaś potrzeba czy przewrotny koncept. Projekt, który powstał ostatnio miał podłoże bardziej osobiste. Wróciłam do moich malarskich korzeni i zainspirowałam się malarstwem Jana Tarasina, którego zawsze bardzo ceniłam.
Moje pomysły często ze sobą rywalizują, dlatego bywa, że potrzebny jest zewnętrzny impuls, który spowoduje, że akurat dany pomysł w danym momencie zostanie zrealizowany. Dodatkowa trudność w moim wypadku polega na tym, że przedmioty, które wymyśliłam, wytwarzam w mojej pracowni. Oprócz zaprojektowania produktu, muszę więc zaplanować cały proces jego powstania. Trudno jest trafnie przewidzieć, jak dokładnie będzie on wyglądał, bo nie zawsze da się przewidzieć zainteresowanie danym produktem. W przypadku małej, manufakturowej pracowni jak moja, trudno z góry zakładać, że każdy projekt osiągnie wielki sukces. Należy być elastycznym i podążać za zmieniającą się sytuacją. Bywa, że rzeczywistość prześciga oczekiwania. Najnowsza kolekcja TRN cieszy się dużym powodzeniem i na ten moment kłopotliwe, a wręcz niemożliwe jest sprostanie potrzebom rynku. Żeby tworzyć przedmioty, trzeba więc łączyć wiele kompetencji i cały czas uczyć się nowych rzeczy.
Jak wygląda Twój proces twórczy? Od czego zaczynasz pracę nad nowym obiektem?
Od momentu powstania pomysłu trzeba go skrupulatnie i starannie przepisać – przenieść z głowy do świata rzeczywistego. Zaczynam zawsze od rysowania, od prac plastycznych. Nie zawsze mają one charakter stricte techniczny czy użytkowy. Nigdy nie jest tak, że pomysł, który pojawia się w mojej głowie, jest całkowicie jasny. Jest raczej czymś nieoczywistym, mglistą substancją, którą trzeba zmaterializować. Jak już jestem przekonana co do wyglądu przedmiotu, wtedy zaczynam prace techniczne. Wchodzę w szczegóły, rozrysowuję detale, szukam proporcji. Robię próby z materiałem, makietuję, zastanawiam się nad skalą, robię model tego, co chcę stworzyć. Później zaczyna się etap produkcji.
W rzemiośle praca nad przedmiotem nie kończy się po stworzeniu prototypu. W produkcji fabrycznej finalna forma produktu zwykle nie podlega zmianom. Natomiast w procesie rzemieślniczym przez wiele kolejnych miesięcy usprawnia się i udoskonala zarówno sam produkt, narzędzia używane do jego tworzenia jak i umiejętności wytwórcy.
Punktem wyjścia do stworzenia Twojej najnowszej kolekcji TRN była fascynacja malarstwem i grafiką Jana Tarasina. Przedstawiał on przedmioty jako proste znaki, symbole. A jak jest w Twoim przypadku, jaka myśl przyświecała Ci podczas tworzenia tej linii?
W malarstwie Tarasina nie chodziło nigdy o nadanie znakom konkretnego znaczenia, ale o stworzenie jakiejś zasady, reguły. Sama też nie przenoszę tych znaków w sposób dosłowny, nie są to symbole bezpośrednio wyciągnięte ze obrazów Tarasina. Podczas rysowania przedmiotów z tej kolekcji starałam się stworzyć syntezę tego, czym miały one być – lampą, stolikiem czy lustrem. Można powiedzieć, że ten system znaków jest zapisem mojego procesu myślowego samego w sobie.
Jakiś czas temu można było oglądać Twoje projekty na wystawie „UKŁAD” w ramach Łódź Design Festival. Co więcej możesz powiedzieć o tym wydarzeniu?
Wystawa była konsekwencją wyróżnienia mnie nagrodą Mazda Design Award 2020. Z powodów pandemicznych festiwal miał trochę zmienioną formułę. Wystawy przeniosły się na zewnątrz i dostałam do dyspozycji kontener, swego rodzaju akwarium wolnostojące w przestrzeni miasta. Postanowiłam potraktować je jak duży, przestrzenny obraz, czyli pokazać swoje projekty w kontekście bardziej malarskim i kompozycyjnym niż domowym.
Wykreowana przeze mnie przestrzeń odbiegała od tradycyjnego myślenia o wnętrzu. Zapewne nie nadawałaby się za bardzo do życia, ale zrobiłam to świadomie, bo dekorowanie wnętrz nie jest czymś, co mnie interesuje. W projektowaniu chciałabym być od tego jak najdalej.
Ściany i elementy scenograficzne, które się tam pojawiły, były tak naprawdę płótnami malarskimi o nietypowych kształtach, które malowałam samodzielnie. Tym samym praca nad tą instalacją była moim powrotem do malarskich korzeni.
Na Twojej stronie internetowej można znaleźć informację, że jesteś zwolenniczką zrównoważonego rozwoju. Czy przekładasz to w jakiś sposób na swoją pracę?
Wytwarzam rzeczy, dlatego trudno nie mieć refleksji nad ich nadmiarem w dzisiejszym świecie. Sam fakt, że przedmioty, które powstają w mojej pracowni są produkowane na konkretne zamówienie, sprawia, że moją markę można określić jako działającą w sposób zrównoważony. Nie generuję nadprodukcji, nie szukam na siłę zbytu. Staram się tworzyć przedmioty mądre, niosące refleksję poza przyjemnością estetyczną. Stojące obok ulotnych mód. Korzystam też z przede wszystkim z materiałów naturalnych, które dobrze znoszą upływ czasu.
Jak myślisz, jaka jest przyszłość polskiego dizajnu?
Obecnie wszystko wydaje mi się takie kruche i niepewne. COVID-19 pokazał, że świat jest mniej przewidywalny, niż nam się wydawało. Jesteśmy społeczeństwem rozwijającym się, jeszcze się nie nasyciliśmy konsumpcją, więc nasze potrzeby ciągle rosną. Ale z tego względu potrzeby się różnicują, rośnie grupa świadomych odbiorców. Myślę, że dobrych projektów będzie coraz więcej, bo jest na nie zapotrzebowanie. Nadal też będzie dużo złych projektów, ale takie są prawa rynku.
A jakie są Twoje plany na przyszłość?
Obecnie marzę o tym, aby odpocząć, choć to pewnie się nie wydarzy. Na pewno muszę usprawnić produkcję najnowszej kolekcji, aby sprostać wszystkim zamówieniom. Pracuję także nad kolekcją lamp dla dużej firmy meblowej. Jest to moja pierwsza praca na zamówienie. Okaże się, czy to będzie współpraca zgodna z moim charakterem, bo wymaga całej masy kompromisów, do których nie byłam przyzwyczajona. Liczę też na inne ciekawe propozycje z zewnątrz. Przez najbliższy czas nie będę miała fizycznie miejsca na rozpoczęcie produkcji nowych przedmiotów, bo dopiero rozbudowaliśmy naszą pracownią pod obecną kolekcję. Przede wszystkim jednak chciałabym nadal móc pracować kreatywnie i twórczo, bo w tym czuję się najlepiej.