5 pytań do… artystki Joanny Grochockiej
Joanna Grochocka posiada wyjątkową umiejętność trafnego i nierzadko humorystycznego komentowania rzeczywistości poprzez swoje ilustracje. Jej dzieła nie cechują się dosłownością – ich sensu trzeba się raczej doszukiwać między wierszami (czy może raczej kształtami). Jej talent i spostrzegawczość doceniły wydawnictwa i instytucje kultury z całego świata. Prowadzi autorskie rubryki w magazynie „Przekrój”, w których przedstawia swoje ulubione fragmenty literackie i je ilustruje („Wyimki ilustrowane”) oraz tworzy ilustracje na podstawie zdjęć z podróży po świecie („Imponderabilia Miejskie”). Ponadto na swoim koncie ma projekty dla New York Times, Washington Post, Tashen, Wall Street Journal czy Opery Narodowej. Jej działalność wykracza jednak poza ilustrację – artystka zajmuje się również projektowaniem plakatów, murali oraz scenografii. Zapraszamy do jej świata!
1. W jaki sposób zaczęła się Twoja droga twórcza?
Rysuję od zawsze. Od 3 roku życia każdego poranka zaraz po otwarciu oczu zasiadałam jeszcze w piżamie do mojego biurka, otwierałam szufladę z kredkami (do dziś pamiętam zapach kredek świecowych pomieszanych z ołówkowymi) i zaczynałam rysować. To była dla mnie najnaturalniejsza i najbardziej oczywista czynność, w której się wyrażałam, która pozwalała mi tworzyć nowe światy i opowiadać historie, dając jednocześnie fizyczną przyjemność zmagania się z narzędziem. Obrazki produkowałam niemal hurtowo, co nauczyło mnie sprawności w tej dziedzinie i dość szybko wykształciłam swój specyficzny styl. Tworzenie jako takie, na różnych płaszczyznach, zawsze było dla mnie czymś oczywistym, było jednoznaczne z życiem.
Jednocześnie od najmłodszych lat towarzyszyła mi literatura: książki czytane mi najpierw przez rodziców, potem pożerane w wielkich ilościach przeze mnie samą. Powstawały specjalne zeszyty z moimi ilustracjami do poszczególnych, ulubionych pozycji.
To chyba połączenie tych dwóch wymiarów, sprawiło, że już jako mała ok. 6-letnia dziewczynka wiedziałam dokładnie, co chcę robić: pisać książki i je ilustrować. I udało mi się z tej ścieżki nie zboczyć. Po drodze skończyłam co prawda filozofię, a studia na ASP porzuciłam po 2 latach nauki, jednak zawsze miałam wyznaczony wektor. Działalność plastyczna, wizualna towarzyszyła mi (w różnych formach) na każdym etapie życia. W liceum ćwiczenia z rysowania martwych i dopracowywanie techniki, na studiach street art i sztuka zaangażowana społecznie, potem chwila romansu z modą i grafiką, w końcu zaś coraz bardziej precyzowałam się, działając w sztukach wizualnych i ilustracji.
Póki co z mojego dziecinnego oświadczenia zrealizowałam połowę – ilustruję. Ale nie wykluczam, że pojawi się też pisanie, bo zawsze uwielbiałam tworzenie historii.
2. Jak wygląda Twój przeciętny dzień pracy?
Przyznam, że – choć pracuję zawodowo już od kilkunastu lat – wciąż nie mam wypracowanej rutyny z prawdziwego zdarzenia. Nie wykluczam, że ten moment nigdy nie nastąpi. Prezentuję sobą typ, któremu stałość i dyscyplina zwyczajnie nie wychodzą. Często fantazjuję o tym, jak dobrze by było wstawać o 7.00, zaczynać pracę o 9.00 i kończyć ją ok. 16. Never happened! Jednak jak widać – da się i tak: z powodzeniem pracuję i realizuję projekty w swoim własnym, nieregularnym trybie. Jeśli jednak miałabym wyciągnąć średnią z moich dni pracy, wyglądałoby to mniej więcej tak: wstaję i przez jakiś czas staram się wejść w dzień spokojnie i dobrze się do niego nastroić, zacząć od miłych rzeczy: wypić kawę, zjeść ciastko, przeczytać lub obejrzeć coś, co pozytywnie na mnie wpływa. Staram się zasiadać do pracy bez pośpiechu i w możliwie dobrym humorze, w przeciwnym razie trudno mi się połączyć z tym obszarem w sobie, który odpowiada za wyobraźnię i kreację.
Twórczość jest działaniem wymagającym energetycznie, w którym faktycznie oddaję „całą siebie” i jestem na 100%. Dlatego jest dla mnie ważne, by dbać o swoją energię i mieć uważność na to, na co ją kieruję, szczególnie w trakcie realizacji wymagających wyjątkowo dużego nakładu pracy i czasu. Mam za sobą sporo doświadczeń zupełnego wydrenowania z sił na skutek przepracowania i poświęcenia konkretnym zleceniom. Dlatego wciąż się uczę jak to robić dobrze i z szacunkiem do siebie, zachowując jednocześnie skuteczność.
Przyznam, że od kiedy mam psa (a właściwie pieskę), bywa ona dla mnie wzorem w tej właśnie kwestii. Zazwyczaj wie, czego jej naprawdę potrzeba (no, może poza kwestią jedzenia). Oszczędza swoją energię na to, na co warto ją poświęcić: zabawę i eksplorację terenu.
3. Skąd czerpiesz inspiracje?
Z tym pytaniem zawsze jest problem, bo intuicyjna odpowiedź na nie jest banalna: wszystko.
Tak jak pisałam wyżej, od zawsze inspirują mnie książki, czego owocem jest np. moja autorska rubryka „Wyimki Ilustrowane” w Kwartalniku Przekrój, gdzie ilustruję wybrane przez siebie fragmenty literatury. Uwielbiam też projektować okładki książek.
Często inspirują mnie podsłuchane np. w metrze lub restauracji urywki rozmów, scenki uliczne.
Lubię też absurdy: sytuacyjne, językowe, wszelkie. Powodują chwilowe wypadnięcie z utartych torów myślenia i logiki, a to odświeżają zmęczony codziennymi sprawami umysł, pozwalając na uruchomienie potencjału wyobraźni, który często drzemie, kiedy zbyt mocno podążamy za „zdrowym rozsądkiem”.
Inspiruje mnie te leżenie, patrzenie w sufit i cisza. Ale jak się dobrze zastanowić, często pomysły przychodzą z pustki, dlatego też dobrze jest dawać sobie na tę pustkę przestrzeń i przyzwolenie. Nie ulegać tyranii ciągłego działania.
4. Jak byś opisała swoje idealne miejsce pracy?
Cisza z widokiem na zgiełk.
Do pracy potrzebuję dużego skupienia i ciszy. Jeśli towarzyszą mi jakieś dźwięki (muzyka, audiobook), to tylko wtedy kiedy sama o tym zdecyduję i takie, które pomagają. Jednym słowem, wymarzone miejsce to takie, gdzie jest zupełna cisza i jestem sama. Przestronne studio z dużymi oknami, ładne i wysokie, z częściową możliwością brudzenia farbą, klejem i w ogóle dowolnością wszelkich działań twórczych, jakie mogą przyjść do głowy. Chciałabym mieć w nim także część relaksacyjną – kanapę, stolik, biblioteczkę oraz mini kuchnię, gdzie można zaparzyć kawę i herbatę. Dużo roślin w środku i choć kilka drzew na zewnątrz.
Jednak – mimo że potrzebuję ciszy i samotności – lubię zgiełk miejski i poczucie, że wokół mnie bujnie toczy się życie: rozmawiają ludzie, działają kawiarnie, ktoś odśnieża chodnik, szczekają psy. Lubię to wszystko zwłaszcza z odległości okna, lekko wytłumione, kiedy mogę bezkarnie podglądać przechodniów i uliczne sceny, nie nabawiając się jednocześnie bólu głowy z przebodźcowania.
Póki co wynajmuję niewielkie studio z dwoma innymi osobami, jest w nim cicho, choć jest w środku miasta, no i mamy wokół piękny starodrzew – jest to już jakaś namiastka.
5. Jakie masz plany na przyszłość?
Nie jest to chyba popularne czy modne podejście, ale przyznam, że nigdy zbyt wiele nie planowałam.
Zazwyczaj staram się być we względnej zgodzie z tym, co aktualnie czuję i chcę robić, bo zmuszanie się do czegoś w moim przypadku nie prowadzi do niczego dobrego.
Wiem zaś, że rzeczy się zmieniają, więc planowanie na kilka lat wprzód u mnie nie ma chyba zbyt wiele sensu. Oczywiście mam w życiu punkty stałe, choćby rysowanie. Jednak do tej pory sprawdzało mi się zwyczajne zaufanie procesowi i skupianie się na tym, co robię dziś, rozwijanie aktualnego potencjału. To przeważnie niosło za sobą kolejne, jak się okazywało odpowiednie, kroki, zdarzenia. Oczywiście dla każdego dobra jest inna droga, nie jest to więc jakaś uniwersalna prawda, którą głoszę.
Od jakiegoś czasu odczuwam tęsknotę za pracą z fizycznym materiałem: porcelaną, gliną, drewnem albo zwyczajnie kartką papieru i kredką. Być może jest to spowodowane dominacją pracy digitalnej, którą wymusza konieczność szybkiego dokonywania poprawek i zmian w procesie pracy z klientem. Myślę więc, by w najbliższym czasie skręcić trochę w stronę tworzenia przedmiotów, które można dotknąć, powąchać, takich z kształtem i ciężarem. Chciałabym też stworzyć wreszcie własną książkę autorską, od A do Z moją. Ta idea jest ze mną od dawna, ale póki co nie było jeszcze dla niej momentu. Na pewno przyjdzie jednak odpowiednia chwila.
A reszta to tajemnica – także dla mnie, co mnie bardzo ekscytuje.