5 pytań do… fotografki Hani Połczyńskiej z kroniki
Żeby być dobrym fotografem, trzeba umieć obserwować. Umiejętność tę bez wątpienia posiada Hania Połczyńska z kroniki, której wytrawne oko potrafi wychwycić piękno w każdej przestrzeni. Ten dar wykorzystuje w najlepszy sposób z możliwych – fotografując wnętrza i architekturę, czyli tematy bardzo bliskie jej sercu. Nie ogranicza się jednak jedynie do tego. W portfolio artystki można znaleźć również zachwycające reportaże z podróży. Wiele o Hani mówią wykonane przez nią zdjęcia, dziś jednak można uzupełnić tę wiedzę, zapoznając się z jej odpowiedziami na 5 naszych pytań.
1. W jaki sposób zaczęła się Twoja droga twórcza?
Nie wiem, skąd w człowieku bierze się ta nieposkromiona potrzeba tworzenia, ale ja mam ją w sobie od zawsze. Kiedyś realizowałam ją głównie poprzez teksty pisane na papierze, później, wraz z wkroczeniem w świat Internetu, pojawiły się blogi, które następnie zamieniłam na fotoblogi. Przez wiele lat tworzyłam treści o szeroko pojętym lifestyle’u, a z czasem, gdy zaczęłam rozwijać swoją pasję do wnętrz, architektury i dizajnu, to właśnie historie o miejscach i przestrzeni stały się moim głównym tematem. Skupiłam się na fotografii, bo lubię jej statyczność i spokój, jaki wywołuje we mnie harmonia dobrej kompozycji. Ale nigdy nie porzuciłam swojej słabości do tekstów pisanych i słowa mówionego (w wolnym czasie prowadzę własny podcast) i wciąż szukam sposobów na to, aby łączyć wszystkie swoje zainteresowania.
2. Jak wygląda Twój przeciętny dzień pracy?
Wszystko zależy od tego, czy jest to dzień sesji czy pracy w biurze.
I tak, w przypadku sesji, pracę na planie zaczynam zwykle koło 9 lub 10. Jeśli lokalizacja znajduje się poza Trójmiastem, gdzie mieszkam na co dzień, wcześniej muszę dojechać na miejsce pociągiem (co uwielbiam, bo to czas na odpoczynek, czytanie, słuchanie muzyki; słowem – pełen relaks). Wtedy wstaję koło 5 nad ranem, więc dzień mocno się wydłuża. Sesje trwają przynajmniej kilka godzin i wymagają bardzo intensywnego skupienia. Być może nie jest to takie oczywiste, ale fotografowanie wnętrz i architektury jest sporym wysiłkiem fizycznym i umysłowym. Wchodzę wtedy w tryb ciągłego szukania światła i ciekawej perspektywy albo wypatruję spontanicznych scen – to pochłania naprawdę sporo energii.
Na szczęście, każda sesja to też spotkanie z architektkami/_ami albo właścicielami danej przestrzeni, wciągające rozmowy o projektowaniu, tworzeniu swojego miejsca do życia/pracy, urbanistyce. Pozornie można uznać, że takie „backstage’owe” konwersacje nie mają wpływu na efekt końcowy sesji, ale poznanie kulis powstawania danego wnętrza/obiektu uważam za ważny etap mojej pracy. W ten sposób mogę lepiej zrozumieć tę przestrzeń, bardziej ją „poczuć”, a to ma realny wpływ na to, jakie zdjęcia z tego powstaną. Dużo się uczę dzięki takim spotkaniom na planie, a ponad wszystko, czego absolutnie nie ukrywam, czerpię z tego sporo frajdy, bo jestem po prostu ciekawa ludzi i tego, jak mieszkają i jak tworzą.
Na koniec dnia zdjęciowego, po wielu godzinach fotografowania, zbierania inspiracji i rozmów, czuję wyraźne zmęczenie, ale to ten przyjemny rodzaj zmęczenia.
Z kolei praca w biurze stanowi idealną przeciwwagę dla pracy na planie, bo to moment wyciszenia i odpoczynku przy komputerze. Do niedawna miałam swoje home office, ale odkąd pomieszczenie to zostało skolonizowane przez małego człowieka, czyt. moją dwuletnią córkę, musiałam znaleźć sobie nowe miejsce, już poza domem. I znalazłam – to tutaj zajmuję się odpisywaniem na maile, planowaniem postów na IG (czemu poświęcam stanowczo za dużo czasu) i przede wszystkim – retuszem zdjęć. Podobno nie jest to popularny pogląd, ale dla mnie obróbka graficzna jest bardzo relaksującym i satysfakcjonującym zajęciem. Zwykle towarzyszy temu słuchanie muzyki albo audiobooków. W takiej przyjemnej atmosferze mogę skupić się na prostowaniu, korygowaniu i kolorowaniu…
3. Skąd czerpiesz inspiracje?
Poza wspomnianymi wcześniej rozmowami z architektkami/_ami i projektantkami/_ami, sporo czasu spędzam na oglądaniu prasy wnętrzarskiej, przede wszystkim zagranicznej, oraz albumów, których uzbierałam już całkiem sporą kolekcję. Ale chyba największą inspiracją są dla mnie podróże i towarzyszące temu spacery po miastach (i mam tu na myśli nawet mini wycieczki do innych dzielnic mojego miasta, czyli Gdańska). To najlepszy sposób, aby poczuć przestrzeń, dosłownie jej doświadczać, wszystkimi zmysłami. Jak się okazało, jestem urodzoną flanerką. Uwielbiam zgubić się w nieznanym miejscu i przy okazji dokonać niezwykłych odkryć architektonicznych, zajrzeć w ukryte podwórka albo po prostu obserwować wnętrza mieszkań i domów z poziomu ulicy. Takie miejskie wędrówki to moje największe źródło inspiracji.
4. Jak byś opisała swoje idealne miejsce pracy?
Chociaż zdarza mi się czasem wybrać z komputerem do kawiarni, to i tak najlepiej pracuje mi się w przestrzeni, którą mogłam sama zaaranżować. Moje obecne biuro, w którym urzęduję już ponad rok, wypełniłam meblami vintage po babci oraz zdobyczami z OLX (a nawet spod śmietnika – true story). Silnie oddziałują na mnie kolory, więc mam ich wokół siebie naprawdę sporo. Do pracy potrzebuję dużego biurka, na którym poza komputerem, obowiązkowo stoi lampa, pękaty kubek z herbatą (nigdy kawą, bo nie lubię) oraz zapalona świeczka (chyba powinnam zacząć prowadzić statystykę, ile świeczek wypalam w pracy). Muszę mieć też dostęp do naturalnego światła oraz możliwość spoglądania w dal, co pomaga mi zebrać myśli – dlatego biurko koniecznie musi być ustawione przy oknie. To też kolejna okazja, aby codziennie przyglądać się życiu miasta. I na koniec, potrzebuję też trochę wolnej przestrzeni, aby w przerwie od pracy móc sobie potańczyć. Nic nie odpręża mnie bardziej niż casualowy taniec po swojemu.
5. Jakie masz plany na przyszłość?
Od dawna marzę, aby zrealizować większy projekt fotograficzny, wyjść poza ramy sesji edytorialowej, móc szerzej opowiedzieć o jakimś miejscu albo zjawisku, wykorzystując przy tym nie tylko zdjęcia, ale też słowa, może nagrania. Myślę, że formuła reportażu wymaga dużej dojrzałości i przede wszystkim – interesującego tematu. A ponieważ wszystko, co do tej pory wydarzyło się na mojej drodze twórczej, było w dużej mierze szczęśliwym zrządzeniem losu, czekam, aż temat sam mnie odnajdzie. Mam przeczucie, że to już całkiem niedługo, ale nim to nastąpi, chcę dalej uczyć się, odkrywać, doświadczać.