LABEL. Art of Living. Z wizytą u Natalii Kusiak, autorki podcastu „Pierwsza randka”
„Faktycznie poczułam się tutaj jak w domu po ostatniej turze przeprowadzki, kiedy we wnętrzu pojawiły się moje książki” – mówi Natalia Kusiak, autorka podcastu „Pierwsza randka”. W mieszkaniu bohaterki kolejnej odsłony cyklu „LABEL. Art of living” drzewa zaglądają przez okna, a słońce przez cały dzień wędruje po ścianach. To przestrzeń z duszą, współtworzona z Luizą Anyszką – architektką wnętrz, która pomogła nadać jej indywidualny charakter.
Dlaczego zdecydowała się Pani zamieszkać właśnie w tym miejscu?
Natalia Kusiak: Kiedy kilka lat temu wprowadziłam się na warszawskie Filtry, od razu wiedziałam, że to dzielnica skrojona pode mnie. Gdy szukałam już swojego własnego miejsca, wiedziałam, że koniecznie chcę zostać na Filtrach. Moim drugim punktem na liście było to, aby była to przedwojenna kamienica z wysokimi sufitami. Udało się!
Jakie były Pani pierwsze wrażenia po zobaczeniu tego miejsca?
Gdy weszłam do tego mieszkania po raz pierwszy, urzekło mnie piękne, dzienne światło, które przechodzi od rana do wieczora na różne strony mieszkania (bo to narożne mieszkanie). Drugą rzeczą, która bardzo mnie ujęła, była zieleń za oknem, zwłaszcza drzewo za oknem sypialni. Kiedy leżę w łóżku, widzę w zasadzie wielką koronę drzewa. Uważam, że – żyjąc w mieście – fajnie jest mieć taki kontakt z naturą od rana.
Czy często się Pani przeprowadza?
Mieszkałam w czterech lub pięciu różnych dzielnicach Warszawy, zanim trafiłam na swoją ulubioną. Teraz dzielę swoje życie między Polskę i Australię, więc można powiedzieć, że żyję w permanentnej przeprowadzce.
Czy urządziła Pani mieszkanie samodzielnie czy ktoś Pani pomógł?
Planując wnętrze tego mieszkania, pracowałam z moją koleżanką – architektką Luizą Anyszką, która wspierała mnie w tym procesie fantastycznie.
W domu wyraźnie widać wpływy podróży i sztuki.
Tak, podróże mnie inspirują. Przywożę z nich zawsze ogrom inspiracji – nie tylko co do detali czy dekoracji, ale nawet kolorów. Dom bez sztuki i pamiątek podróżniczych to jest trochę dom bez duszy.
W poprzednim mieszkaniu miałam na ścianie taką wielką, szkolną mapę Azji, chyba z 1953 roku. Ona leży jeszcze za kanapą i szuka swojego miejsca – może zawiśnie jeszcze nad kanapą, myślę o tym.
Jakie przedmioty sprawiły, że dom zyskał „duszę”?
Wprowadzałam się do tego mieszkania na tury, wracałam, wyjeżdżałam, dzieliłam swoją przeprowadzkę z podróżami. Faktycznie poczułam się tu jak w domu dopiero po ostatniej turze, gdy pojawiły się książki. Wtedy poczułam się naprawdę jak w domu.
Które miejsce w swoim domu lubi Pani najbardziej i dlaczego?
Najbardziej w tym domu lubię kanapę. Goście często mówią, że dopóki nie usiedli na mojej kanapie, myśleli, że ich własna jest wygodna. Teraz nie mogą przestać myśleć o tym, żeby wymienić swoją starą sofę na taką jak moja (śmiech).
Nie ma za dużej kanapy do wnętrza! Im większa, tym lepsza. Im wygodniejsza, tym naprawdę lepiej się żyje.
Chciałaby Pani coś tutaj zmienić, czy jest idealnie tak, jak jest?
Przede mną jest jeszcze decyzja w kwestii sztuki albo dekoracji, która się pojawi nad kanapą. Myślę nad zamówieniem obrazu, myślę nad powieszeniem tamtej wielkiej mapy… jeszcze nie wiem, na czym się skończy.