„Najważniejsze to nie zgubić się w przekazie" – rozmowa z artystą Yoshim Sodeoką
O tym, że w pracy ważniejszy bywa proces niż cel, o technologii, która nieustannie ewoluuje, i o sztuce, która nie musi wyglądać jak sztuka – rozmawiamy z Yoshim Sodeoką, japońskim artystą wizualnym i pionierem sztuki cyfrowej. Jego filmy prezentowano na ekranach na Times Square i w największych galeriach świata. We wrześniu po raz pierwszy odwiedzi Polskę, by jako tegoroczny headliner festiwalu sztuki nowych mediów Kinomural, zaprezentować swoją twórczość osobiście.
To Twój pierwszy udział w Kinomuralu na żywo i zarazem pierwsza wizyta w Polsce. Co przyciągnęło Twoją uwagę do tego wydarzenia?
Idea ożywiania przestrzeni publicznej za pomocą ruchomych obrazów od razu do mnie przemówiła, dlatego cieszę się, że wreszcie mogę doświadczyć tego na miejscu. Moje prace były prezentowane na Kinomuralu w poprzednich latach, ale do tej pory nie miałem okazji uczestniczyć w festiwalu osobiście.
Jakie masz oczekiwania co do Wrocławia? Nie tylko jako artysta.
Chcę wszystko chłonąć: miasto, atmosferę, ludzi, to, jak moje prace funkcjonują w przestrzeni festiwalowej. Zawsze ciekawi mnie to, jak obraz wchodzi w dialog z otoczeniem.
Projekcja na elewacjach to spore wyzwanie. Jak podchodzisz do pracy z tak ogromnym, nieregularnym „płótnem”?
Traktuję projekcję jako sposób, by nadać pracy cyfrowej fizyczność. Jednym z większych projektów, które zrealizowałem, był Midnight Moment na Times Square, czyli ponad 90 ekranów LED pokazujących sztukę wideo co noc przez miesiąc. Skala tego przedsięwzięcia zmusiła mnie do myślenia o tym, jak ludzie poruszają się w przestrzeni, oglądając obraz. Pracowałem też nad immersyjnymi instalacjami we wnętrzach, ale projekcje plenerowe to zupełnie inna liga – są mniej przewidywalne, bardziej żywe.
Na Kinomural wybrałeś dwie prace: RÓJ i GIRLANDY. Dlaczego właśnie te?
RÓJ to długofalowy projekt, który rozwijam od kilku lat. To generatywna kompozycja wykorzystująca symulacje zachowań stadnych. Prezentacja w dużej skali wydała mi się właściwym momentem na pokazanie jej. GIRLANDY to starszy utwór oparty na cyfrowym sprzężeniu zwrotnym. Jest bardziej abstrakcyjny i nastrojowy. Spodobał mi się pomysł zestawienia dwóch kontrastujących ze sobą prac – jednej bardziej dynamicznej i uporządkowanej, drugiej luźniejszej, medytacyjnej.
Hasło tegorocznej edycji to ODYSEJA:WERSJA BETA. Co ono dla Ciebie znaczy?
Myślę o eksperymentowaniu jako o podróży. Wszyscy testujemy rzeczy – pomysły, narzędzia, formaty, nie wiedząc do końca, dokąd nas zaprowadzą. To też ważny element mojego procesu twórczego: eksploracja bez ustalonego celu.
Co chciałbyś, żeby poczuła osoba, która przypadkiem natrafi na Twoją pracę, nie znając wcześniej Twojej twórczości?
Chcę, żeby poczuła cokolwiek – zaciekawienie, impuls inspiracji, inną perspektywę. Nie zależy mi na konkretnym przekazie. Bardziej interesuje mnie wywołanie określonego stanu umysłu albo emocji.
Co najbardziej ekscytuje Cię w pracy?
Sam proces tworzenia. To on mnie kotwiczy. Nadaje kształt mojemu dniu i pozwala przekuwać pomysły w coś namacalnego.
Twoje korzenie to także muzyka. Czy ma ona wpływ na to jak tworzysz sztukę wizualną?
Zdecydowanie. Moje podejście do montażu jest z natury rytmiczne. Postawa i estetyka kultury muzycznej ukształtowały to, jak podchodzę do sztuki. Tworzę też własny dźwięk do większości moich prac wideo, więc audio nigdy nie jest dodatkiem. To integralna część całości.
Jakich technologii używasz i co Cię w nich fascynuje?
Pracuję hybrydowo. Łączę technologie 2D, 3D, kod, AI – wszystko, co pasuje do danej koncepcji. Narzędzia się zmieniają, a ja lubię szukać nowych sposobów ich łączenia. To sposób, w jaki myślę i tworzę.
Kiedy odkryłeś, że to właśnie sztuka cyfrowa najlepiej oddaje to, co chcesz tworzyć?
Nie potrafię wskazać jednego przełomowego momentu. To proces, który trwał latami. Tak długo, że stał się moją drugą naturą. Podążałem za tym, co mnie fascynowało, aż z czasem stało się to językiem, którym posługuję się w swoich pracach.
Jesteś jednym z pionierów sztuki internetowej, a w latach 90. miałeś duży wpływ na kształtowanie kultury cyfrowej. Jak dziś patrzysz na ich ewolucję?
Wszystko działa cyklicznie. Zmieniają się narzędzia, platformy ewoluują, ale podstawowa idea pozostaje ta sama: wykorzystywać media cyfrowe jako środek wyrazu. Dziś wokół jest więcej szumu, a tempo stało się szybsze niż kiedykolwiek. Dlatego tak ważne jest, by wiedzieć, co naprawdę chce się powiedzieć i nie zgubić się w przekazie.
A co z AI? To wróg czy sprzymierzeniec sztuki cyfrowej?
Nie postrzegam tego zero-jedynkowo. Nie jestem ślepo za ani przeciw. Kluczem jest nauczyć się korzystać z technologii, nie dając się jej zawłaszczyć. Jak z każdym narzędziem – wszystko zależy od intencji użytkownika.
Powiedziałeś kiedyś, że w przyszłości sztuka może nie przypominać sztuki, jaką ją znamy. Co przez to rozumiesz?
Definicja sztuki nieustannie się rozszerza. Czasem pojawia się w miejscach, w których się jej nie spodziewamy – w systemach, interakcjach, algorytmach. Nie zawsze wygląda jak obraz czy film. Może nawet nie nazywać się sztuką, a i tak pełnić jej funkcję, zmieniając sposób, w jaki widzimy i czujemy.
Technologia się zmienia, a Ty tworzysz nieprzerwanie. Co podtrzymuje w Tobie twórczy impuls?
Tak szczerze? Rutyna. Codziennie chodzę do studia i zawsze krążą mi po głowie jakieś pomysły. A ja czuję potrzebę, żeby przekuć je w obraz albo dźwięk. To nie zmieniło się od dekad.
Czy potrafisz się odłączyć od świata cyfrowego? A może ta granica dla Ciebie w ogóle nie istnieje?
Nie wyznaczam sobie wyraźnej granicy. Lubię naturę, a w szczególności parki w Nowym Jorku, w którym mieszkam. Często jestem offline, ale nie traktuję świata cyfrowego jako czegoś, od czego trzeba uciekać. To po prostu jedna z warstw rzeczywistości.
Myślisz czasem o tym, jak Twoje prace będą odbierane za sto lat? Jak się zachowają?
Nie. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Jeśli prace mnie przetrwają, to świetnie, ale nie tworzę z myślą o wieczności. Teraźniejszość mi wystarcza.
We wrześniu Wrocław po raz kolejny zamieni się w olbrzymi ekran. Przez dwa wieczory Nadodrze ożyje ruchem, światłem i dźwiękiem dzięki ponad 500 projekcjom autorstwa 90 artystek i artystów z 20 krajów. Na pierwszy dzień festiwalu Yoshi Sodeoka przygotował RÓJ – generatywny projekt wideo, który ukazuje murmuracje ptaków jako jednocześnie zjawisko natury i system danych. Bazująca na symulacjach algorytmów wizualizacja łączy schematyczne elementy i cyfrowy język analizy. Dzień później artysta zaprezentuje GIRLANDY – audiowizualny zestaw 11 abstrakcyjnych prac z lat 2017-2023, zrealizowany we współpracy z brazylijskim producentem MYMK. Obrazy reagujące na dźwięk tworzą kolorystycznie intensywny, emocjonalny pejzaż. Wśród twórców biorących udział w wydarzeniu znajdą się także przedstawiciele nowomedialnej czołówki z Japonii, Korei, Chile, Włoch, USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Szwajcarii i Polski.