Jak oswoić zimę? Rozmowa z Julią Ziółkowską (livebetterpl) o łagodności wobec siebie i wspierających nawykach
Jesień i zima wcale nie muszą być opowieścią o przetrwaniu. Julia Ziółkowska, instagramerka znana jako livebetterpl, założycielka Live Better Studio i prowadząca Live Better Podcast, opowiada, jak zmieniła swoje podejście do najchłodniejszej i najtrudniejszej części roku. W rozmowie podzieliła się z nami rytuałami, które pomagają jej przechodzić przez zimę z większą łagodnością oraz wyjaśniła, jak w tym czasie zadbać o siebie na najprostszych – i być może najważniejszych – poziomach.
W swojej instagramowej serii Smart Girl Autumn wspominasz, że jesień i zima – choć trudne – są nam potrzebne. Jednocześnie wielu osobom wciąż ciężko je polubić. Co Tobie pomogło spojrzeć na te pory roku przychylniej?
Mówiąc wprost: zdałam sobie sprawę, że szkoda mi połowy (!) życia na bycie smutną, zmęczoną i wiecznie złą. O ile nie przeprowadzę się do Kostaryki (a na tę chwilę nie planuję), muszę jakoś radzić sobie z ciemniejszą i zimniejszą połową roku.
Zaczęłam więc odkrywać jesień i zimę. Do czego zaprasza mnie ciemno i zimno? Dlaczego moje ciało potrzebuje tego czasu zwolnienia i odpoczynku? Co pięknego kryje się w tych porach roku? Jak mogą nieść ukojenie zamiast zgorzknienia?
Okazało się, że to piękna podróż. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że ta perspektywa otwiera przestrzeń na głębszą obecność i intymność z samą sobą. Na siedzenie w ciszy, na budowanie ciepła od środka, na słuchanie własnych potrzeb zamiast wiecznego pędu.
Jesienią i zimą energia naturalnie spada, a mimo to często czujemy presję, by działać równie intensywnie, jak latem. Masz swoje sposoby, by przejść przez te miesiące łagodniej i bardziej w zgodzie ze sobą?
Moja mantra to „nic na siłę”. Dużo osób oburza się na mnie, że jestem odklejona od rzeczywistości, bo zachęcam do większej ilości odpoczynku jesienią i zimą. „Przecież się nie da!”, „Ale ja pracuję, ciekawe, jak to wytłumaczę szefowi!”. Ja też pracuję, i to intensywnie – pracuję w końcu w social mediach, a listopad i grudzień są najbardziej wymagającymi miesiącami.
W przejściu przez zimę łagodniej nie chodzi o to, żeby rzucić codzienne życie. Myślę, że kluczem jest większa wyrozumiałość wobec siebie. Czuję się dzisiaj bardziej zmęczona? Pozwalam sobie na drzemkę zamiast posprzątania kuchni i nie robię sobie wyrzutów. Mam wolniejsze tempo w pracy? Akceptuję to. Jem więcej? I okej! Widocznie tego potrzebuję, więc przygotowuję sobie smaczne jedzenie i nie przejmuję się dodatkową wagą. Ona naturalnie zejdzie wiosną. Zima to czas karmienia się na różnych poziomach, nie głodzenia.
Dodatkowo bardzo pomaga mi wprowadzenie sezonowych rytuałów regulujących układ nerwowy:
- czas w ciszy na rozbudzenie rano,
- 10 minut światła dziennego zaraz po przebudzeniu,
- ograniczanie bodźców wieczorem – przynajmniej godzina przed spaniem bez ekranu to dla mnie świętość.
Powtórzę: kluczem jest łagodność wobec siebie. I to nie luksus, a forma troski.
Wychodzenie na zewnątrz, gdy pada i wieje, nie należy do najprzyjemniejszych, a więc dużo czasu spędzamy w domu. Czy Twoja domowa przestrzeń zmienia się wraz z nadejściem jesieni? Masz sprawdzone domowe umilacze?
Szczerze mówiąc, o dziwo nie jestem domatorką i naprawdę wychodzę bez względu na pogodę. Czuję, że inaczej bym zwariowała! Niemniej, moja przestrzeń zmienia się z nadejściem jesieni.
Latem lubię, gdy jest pustawo, czysto, klarownie. Jesienią ponownie zapraszam do mojego mieszkania miłą miękkość i zagracenie. Zamiast beżowego dywanu przed kanapą rozkładam kolorowy dywan z Maroka, żeby rozweselił pomieszczenie. Rozstawiam na podłodze i szafkach małe lampki dające miękkie, ciepłe światło – uwielbiam lampy solne i lampki z czerwonymi żarówkami. W tle mruczy dyfuzor zapachowy, świecący jak lampka nocna i emitujący korzenne olejki eteryczne. Na półce mam rozstawione kolorowe świeczniki vintage, w których żarzą się podgrzewacze. Wokół mnie na kanapie zazwyczaj jest mnóstwo książek, zeszytów i sudoku, po które mogę sięgnąć w każdej chwili i zatonąć w tych jesiennych rozrywkach.
Jakie produkty spożywcze lub potrawy szczególnie polecasz na te chłodne miesiące?
Słowo klucz: ciepło! Mimo że brzmi to jak banał, wiele osób zimą nadal je kanapki, jogurty, banany, sałatki – sama byłam niedawno jedną z nich. Wiem, że wiele osób może być teraz zdziwionych: co złego jest w tych wszystkich rzeczach, przecież są zdrowe? Jasne, zdrowe, ale niekoniecznie na zimę. To, co zimne, suche i wilgotne, wychładza organizm. Unikam takich potraw.
Skupiam się za to na tym, co miękkie, ciepłe, łatwostrawne, otulające. Zimą mam obsesję na punkcie rosołu i bulionów, zupy miso i daahl, pieczonych warzyw korzeniowych, długo gotowanych owsianek, karmelizowanych owoców. Do wszystkiego dodaję imbir, kurkumę, kardamon, pieprz cayenne. A jeśli o picie chodzi – od rana do wieczora piję gorącą wodę. Musiałam przekonać się do tego nawyku, ale okazało się, że nie tylko naprawdę mi smakuje, ale przestałam też dzięki temu marznąć!
Wprowadzanie nowych nawyków i zmiana myślenia potrafią być wyzwaniem. Od jakich elementów codzienności warto zacząć budowanie zdrowszej relacji z jesienią i zimą? Jak wyglądały Twoje pierwsze kroki?
Jasne, że to jest wyzwanie. Jesteśmy przecież bardzo przywiązani również do rzeczy, których nie lubimy i z którymi nam trudno. Regularnie czytam komentarze pod moimi treściami deklarujące: „Nigdy nie polubię zimy! Wybieram przetrwać, a nie ją kochać!”.
I tak sobie myślę, że pokochanie jej nie może być pierwszym krokiem. Nie przejdziemy płynnie od – bardzo kolokwialnie mówiąc – zimowej depresji do euforii.
Pierwszy krok to moim zdaniem rozpoznanie sytuacji. Co sprawia mi trudność jesienią i zimą? Dlaczego tak jest? Jak się wtedy czuję i z czym to jest związane?
Drugi krok: akceptacja. Tak, jesień i zima mogą być trudne. Tak, są ciemne i zimne. Nie, nie zmienię tego. Mogę za to zmienić swoje podejście (bo tak naprawdę to jedyne, co możemy w życiu zmienić – reszta jest poza naszą kontrolą).
A więc krok trzeci: co mogę zmienić? Jaki jeden krok mogę zrobić, żeby było mi łatwiej? Dla jednej osoby to może być podjęcie działań, żeby tak nie marznąć: kupienie bielizny termicznej czy dobrej puchówki i zmiana diety na rozgrzewającą. Dla innej – zadbanie o swoją psychikę. Może więcej spotkań towarzyskich, wizyta u terapeuty, umówienie się ze sobą, że ruszam się przynajmniej 3 razy w tygodniu.
W moim przypadku było dokładnie tak, więc uwierzcie, że radzę z perspektywy osoby, która była w tym miejscu. Każda zima była związana u mnie z SAD (Seasonal Affective Disorder). Całymi dniami scrollowałam TikToka, wstawałam z łóżka o 12, nie widywałam się prawie z nikim. Było mi wiecznie zimno, smutno i beznadziejnie. Miałam wrażenie, że połowa roku umyka mi w ciemności.
W pewnym momencie padła decyzja: nie chcę tak już. Chcę cieszyć się moim życiem również od listopada do marca. I skoro nie ma szans, że w Polsce będzie wtedy słońce i ciepło, to muszę się nauczyć to akceptować i z tym żyć.
Nie mówię, że pasjami uwielbiam tę porę roku. Dzisiaj jest szaro, wietrznie i siąpi deszcz. Przyznam, że o poranku zatęskniłam za pachnącym majem. Ale potem pomyślałam: czy ten maj sprawiłby mi taką radość, gdyby przyszedł teraz? I skoro nie przyjdzie, a ja dalej żyję w listopadzie, to co mogę zrobić, by był jak najlepszy?
Moja rada? Nie próbuj „pokochania zimy". Zacznij od „przeżycia jej w sposób, który nie odbiera Ci radości życia”.
Miłość przyjdzie później – albo nie, i to też jest okej.
Bez czego nie wyobrażasz już sobie jesieni i zimy? Masz swoje ulubione comfort items lub rytuały, które są stałym elementem Twojej sezonowej rutyny?
Zdecydowanie mam swoje zimowe mikro (a może nawet makro) obsesje. Po pierwsze: zawsze chodzę z kubkiem termicznym wypełnionym gorącą wodą. Po drugie: jestem największą fanką zup i jem je niemal codziennie. Rozgrzewają, a mój brzuch czuje się po nich rewelacyjnie. Po trzecie: jeśli mogę sobie na to pozwolić, to raz w miesiącu chodzę na masaż i/lub saunę, żeby rozgrzać organizm i pozbyć się napięć. Po czwarte: nie mogę się obyć bez ciepłego szalika, czapki i kilku naprawdę ciepłych golfów – koniecznie z wełny lub kaszmiru.
I coś jeszcze: powolne poranki. Kilka minut, zanim dotknę telefonu. Czasem krótka medytacja. Czasem tylko zapalenie świeczki i posiedzenie w ciszy.
Dzięki tym rzeczom moja zima już nie jest opowieścią o przetrwaniu czy przeczekaniu; jest ciepłem, spokojem i drogą do siebie.