3 noclegi na Dolnym Śląsku dla miłośników slow travel
Z dala od miejskiego zgiełku, pośród zieleni, starych murów i śpiewu ptaków, te trzy miejsca na Dolnym Śląsku oferują odpoczynek w rytmie slow. Idealne dla tych, którzy szukają ciszy, spokoju i chwili oddechu.
Autor: IS
Zdjęcia: materiały prasowe
Majstersztyk
Jak mówi gospodarz Wiktor Królikowski: – „Majstersztyk to w tradycji cechowej dzieło, które czeladnik tworzy, by zasłużyć na tytuł mistrza. Z niemieckiego dosłownie: mistrzowska praca rzemiosła. I w naszym przypadku wszystko się niemal zgadza. Nie ubiegaliśmy się co prawda o dyplom, ale remont ponad dwustuletniego domu przysłupowego był dla nas prawdziwym egzaminem z charakteru, wyobraźni, cierpliwości i naszych umiejętności czeladniczych”. Dziś efekty tej pracy są dostępne dla gości, którzy szukają oddechu w Górach Izerskich i chcą zanurzyć się w prawdziwej wsi.
Dom znajduje się w Antoniowie – niewielkiej miejscowości w górach Izerskich, gdzie droga mieści jeden samochód, a domy stoją przy niej tak, jak stały od trzystu lat. Wśród nich – Majstersztyk: gościnny, kameralny, zbudowany z drewna, kamienia i cegły. Obok stoi stodoła, w której mieszkają gospodarze.
Goście mają do dyspozycji dwa pokoje i jeden dwupoziomowy apartament z tarasem. Wspólny salon z kozą i regałami książek zachęca do powolnych poranków, a kuchnia z jadalnią do niespiesznych rozmów przy posiłkach gotowanych na opalanej drewnem kuchence. W Majstersztyku jest intymnie, spokojnie i wygodnie. A za oknem panorama, która wciąga równie mocno, jak książki na półkach.
Czas w Antoniowie płynie według innych zasad. Można tu iść do lasu na grzyby, na naleśniki z jagodami do Chatki Górzystów albo na szlak, pieszo lub rowerem, w stronę Stogu Izerskiego, Jakuszyc, Świeradowa czy Szklarskiej Poręby. Można też po prostu nigdzie się nie ruszać. Zostać na tarasie, zaspać, przegapić plan dnia i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.
Dla tych, którzy szybko się nudzą w okolicy dzieje się sporo: szlaki do Czech, sentymentalna podróż zębatką do Liberca, warsztaty mozaiki w Kopańcu, Huta Julia w Piechowicach, schronisko Orle, czy muzeum Ducha Gór w Karpaczu. Gdy pada – można zejść pod ziemię, do kopalni Św. Jana, albo skryć się w galeriach i antykwariatach. Gdy doskwiera upał – zanurzyć się w chłodzie izerskich potoków.
Majstersztyk nie uwodzi luksusem, a spokojem. Wystarczy cisza, książki i kilka dobrze przemyślanych miejsc do siedzenia. Resztę robią góry.
Pałac Rząsiny
Pałac w Rząsinach, czyli dawny Pałac w Welkersdorf, od początku istnienia widział niejedno. W średniowieczu właścicielami wioski, w której się znajduje, byli rycerze-rabusie posiadający pobliską warownię Talkenstein. Sam pałac przeżył właściciela-podróżnika, eksperymenty Luftwaffe, czy też wakacyjne kolonie z czasów PRL-u. Dziś wciąż stoi – z nową gospodynią, bezgranicznie zakochaną w nim i jego historii.
Rezydencja wzniesiona w latach 1494-1499 przez Christopha von Talkenberga znajduje się zaledwie kilka kilometrów od Lwówka Śląskiego i kilkanaście od zamku Czocha, wśród pól i starych drzew. W przeszłości pałac zmieniał właścicieli jak rękawiczki: Hohbergowie, von Zedlitz, von Lest, Heinrich von Poser – śląski globtroter, który po powrocie z Indii osiadł tu na stałe. Potem Schweidnitzowie, Schmettauowie, rosyjski generał Iwan Dybicz Zabałkański, bankier Lüschwitz, Trzebińscy herbu Ślepowron, porucznik Branse – twórca nowego gatunku ziemniaka – i jego syn, który porzucił dziedzictwo dla śpiewu operowego.
Jednym z mroczniejszych rozdziałów w historii pałacu był okres II wojny światowej. Działał tu tajny Instytut Badawczy Luftwaffe. W jego podziemiach skrywano dzieła sztuki z Wojskowej Akademii Medycznej i prowadzono eksperymenty lotnicze w tzw. komorze ciśnień symulującej warunki panujące na wysokości 10 000 m. Badania prowadził profesor Hubertus Strughold. Po II Wojnie Światowej został wywieziony do USA gdzie brał udział w programie kosmicznym i badaniach NASA.
Po wojnie historia rezydencji, jak wiele innych w Polsce Ludowej, toczyła się cicho i bez fanfar. Najpierw szkoła rolnicza, potem ośrodek kolonijny. Pałac stał się wspomnieniem dawnej świetności – do czasu.
W 2007 roku do Rząsin trafiła wrocławska architektka Małgorzata Tausz. – „Byłam służbowo w okolicy i zupełnie niespodziewanie zauroczyłam się w tym miejscu. Decyzję o zakupie podjęłam w pięć minut. I od tamtej pory jestem niezmiennie zakochana w pałacu”– wspomina architektka. W 2019 roku, po latach badań i prac odkrywkowych przeprowadziła się tu na stałe, porzucając miejskie tempo życia. Od 2020 roku prowadzi agroturystykę. Z duszą, kurzem, pajęczynami i kominkiem, w którym trzaska ogień.
W pałacu nie znajdziemy designerskich mebli ani sterylnych wnętrz. Znajdziemy za to coś o wiele cenniejszego – autentyczność. Patynę czasu, ślady dawnych rąk, historie zapisane w tynkach i podłogach oraz elewacje od lat przejmowane przez bluszcz. Tu czas się zatrzymał i nie należy go popędzać.
Chromiec 60
Na styku lasu i końca drogi stoi stuletni dom. Uratowany od zapomnienia, odnowiony z szacunkiem dla historii i uwagą na detale. Dziś mieści się w nim dom gościnny pod adresem Chromiec 60. Jego właściciel, Jędrzej Wiński sporą część życia spędził w drodze – mieszkał m.in. w Chinach, Australii i na Zanzibarze. W końcu jednak to nie dalekie wyspy, a izerska wieś Chromiec okazała się miejscem dla niego. Po dwóch latach intensywnej pracy i przywracania świetności drewnianym belkom, oryginalnym tynkom i kamiennym ścianom, otworzył dom na gości. Teraz można tu wypocząć i zasmakować powolnego życia.
W środku znajduje się sześć sypialni, każda z własną łazienką i wygodnymi łóżkami, których miękkość testowano z należytą starannością. Wspólna kuchnia, salon z kominkiem, przeszklony ogród zimowy i nasłoneczniona weranda tworzą układ, który sprzyja zarówno wyciszeniu, jak i towarzyskim śniadaniom przy zapachu świeżo zaparzonej kawy.
Goście mogą korzystać z kuchni o każdej porze, ale poranki należą do gospodarza. Serwowane są tu wegetariańskie śniadania z lokalnych składników, pachnące drożdżowe wypieki i sery z pobliskich gospodarstw.
Zaledwie kilka kroków od domu zaczynają się szlaki, te mniej i bardziej znane. Na wyciągnięcie ręki są Kozią Szyja i Jastrzębiec, a nieco dalej Świeradów, Szklarska Poręba czy singlowe trasy rowerowe w czeskim Novém Městě pod Smrkem. Wieczorami można obserwować sarny zaglądające do ogrodu, rano wziąć kubek kawy, usiąść na werandzie i posłuchać jak dolina budzi się do życia.