Historia, która trwa. Rozmawiamy z właścicielami Parku Dyrekcyjnego 10 w Białowieży
Pozornie to historia, jakich wiele. Para młodych ludzi postanawia wyprowadzić się z Warszawy, zamieszkać w otoczeniu natury i stworzyć klimatyczne miejsce na wynajem. Opowieść Alicji Krajewskiej i Pawła Panfiluka – właścicieli Parku Dyrekcyjnego 10 w Białowieży – toczy się jednak własnym torem. Nie dość, że wiąże się z bogatą historią miejsca, do której przyszło im dopisać kolejny rozdział, dowodzi, że nie zawsze nowe znaczy lepsze. Najlepiej opowiedzą Wam ją sami!
Jak to się stało, że ta zabytkowa przestrzeń trafiła w Wasze ręce?
Rok temu zdecydowaliśmy się opuścić Warszawę i zamieszkać w drewnianym domu po pradziadku na wsi – miejscu, które wcześniej odnowiliśmy z myślą o weekendowym wypoczynku.
Z czasem zaczęliśmy rozglądać się za przestrzenią, która mogłaby być nie tylko na wynajem, ale też na przyszłość – jako coś bardziej uniwersalnego, w czym sami chcielibyśmy kiedyś zamieszkać, gdy nasz obecny dom przestanie nam wystarczać.
Szukaliśmy miejsca z charakterem, w otoczeniu natury, ale też wygodnego na co dzień. Kiedy trafiliśmy na ogłoszenie mieszkania w zabytkowym domu w Parku Dyrekcyjnym – mimo że nie był to samodzielny dom, tylko część większego budynku – od razu poczuliśmy, że to ma sens.
Czy znacie jego historię – kto tu przebywał, co się działo w tych murach?
Zarówno dom, jak i jego okolica, mają bogatą i unikatową historię. Budynek wyróżnia się na tle typowej, podlaskiej zabudowy – jego skala, proporcje i dekoracyjne detale świadczą o miejskim charakterze. Usytuowany jest w jednym z dwóch zabytkowych parków Białowieży, których początki sięgają czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Po III rozbiorze Polski teren ten przejęło państwo rosyjskie, a w XIX wieku utworzono tu Zarząd Apanaży carskich. Sam park zaprojektował Walerian Kronenberg, a wokół niego powstało siedem domów dla carskich urzędników. Nasze mieszkanie mieści się w jednym z tych budynków…
…i wyróżnia je nietuzinkowy projekt wnętrza. Kto odpowiada za aranżację przestrzeni i jak wyglądał ten proces?
Aranżacją zajęliśmy się sami, korzystając z pomocy lokalnej ekipy budowlanej. To była raczej rewitalizacja wnętrza niż klasyczny remont. Zależało nam na zachowaniu historycznego układu i detali. Od samego początku urzekła nas mnogość współczesnych instalacji nawarstwionych we wnętrzach – poprzedni właściciele na przestrzeni ostatnich 100 lat stopniowo modernizowali mieszkanie. Wprowadzono instalację elektryczną, przekształceniu uległo pomieszczenie dla służby, z którego wydzielono łazienkę, dodano system ogrzewania. Kolejne instalacje, które musieliśmy dodać, poprowadziliśmy po wierzchu, chcąc podkreślić warstwowość tego miejsca. Wprowadziliśmy też naszą kolekcję mebli, którą stale rozbudowujemy i zmieniamy.
Czerpaliśmy inspirację z istniejącego charakteru wnętrza – niczego nie chcieliśmy udawać i tuszować.
Odrapania tynków, spękane kafle, nawarstwienia farb – to wszystko dawało wrażenie miejsca żywego, nieskończonego. Urzekający był istniejący w tym wnętrzu kontrast pomiędzy drewnianymi, ręcznie rzeźbionymi detalami wskazującymi na ich powstawanie w czasach carskich, w zestawieniu z elementami zupełnie trywialnymi i codziennymi. Chcieliśmy tę warstwowość wydobyć, nie wygładzać.
Bardzo inspirujący okazał się kontrast między tym, co trwałe, a tymczasowe.
Przyjęliśmy trzy zasady. Po pierwsze – nie zaszkodzić temu, co wartościowe. Po drugie – zachować układ i proporcje wnętrz. Po trzecie – stworzyć miejsce, które łączy w sobie funkcjonalność z atmosferą. Zależało nam, by historia była obecna, ale nie przytłaczała.
Jakie było największe wyzwanie, które napotkaliście na swojej drodze podczas modernizacji?
Największym wyzwaniem było znalezienie równowagi między komfortem a autentycznością. Wciąż przed nami wiele – chcielibyśmy przywrócić oryginalną stolarkę okienną i odnowić ceglany komin, który zaczyna upominać się o uwagę.
Skupmy się więc na tym, co już udało Wam się zrealizować. Najciekawsze elementy wyposażenia wnętrza to…
Piec kaflowy, oryginalne drzwi z ręcznie rzeźbionymi ornamentami, drewniane stropy i oryginale zabiegowe schody prowadzące na strych. Lubimy też lampy – każda z innej bajki, ale razem grają świetnie.
Jakie jest Wasze najmilsze wspomnienie związane z Parkiem Dyrekcyjnym 10?
Jeden z pierwszych wieczorów, który mieliśmy okazję spędzić w Parku Dyrekcyjnym — tuż po zakończeniu remontu — zbiegł się z początkiem rykowiska. Basowy głos ryczących byków był doskonale słyszalny nawet przy zamkniętych oknach. Niesamowicie to potęgowało kontrast pomiędzy wysokimi wnętrzami dawnego kwaterunku carskich urzędników a bliskością Rezerwatu Ścisłego.
A jak ujęlibyście wyjątkowość tego miejsca w dwóch zdaniach?
To jedyne takie miejsce, w którym spotykają się historia, przyroda i życie codzienne. Mieszkanie w zabytkowym domu w samym sercu Parku Dyrekcyjnego, z widokiem na stare dęby, dosłownie kilka kroków od Puszczy – to przestrzeń mocno zanurzona w czasie, a jednocześnie otwarta na nowe opowieści.