Travel essentials: Bez czego Małgosia Minta nie wyobraża sobie podróży?
Małgosia Minta - dziennikarka, fotografka, autorka książek i ekspertka w dziedzinie gastronomii - w swoich podróżach odwiedza najlepsze restauracje na świecie. Od Wysp Owczych przez pogórze Himalajów po Peru, próbuje nowych smaków i spotyka osoby, które kształtują trendy w świecie jedzenia. Swoimi wrażeniami dzieli się m.in. na łamach Vogue Polska, Label Magazine i Kukbuka, oraz na swoim instagramie @minta_eats.
Autor: IM
Zdjęcia: Minta Eats
https://www.instagram.com/minta_eats/
https://www.facebook.com/MintaEats/
Śmieję się, że moim nieoficjalnym zawodem jest testerka walizek – dlatego, że więcej czasu spędzają ze mną w podróży niż w garderobie w domu.
Walizka carry-on
Podstawą jest dobra walizka carry-on, którą mogę zabrać na pokład. Wystarcza na krótkie city breaki, a w przypadku dłuższych i bardziej złożonych wyjazdów pozwala mieć przy sobie wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy – ładowarki, soczewki kontaktowe, podstawowe kosmetyki, ekstra zmianę ubrania. Najważniejsza jest wytrzymałość, bo ich nie oszczędzam, funkcjonalne wnętrze, które pozwala zachować porządek, ale też wygląd – bo lubię otaczać się ładnymi przedmiotami. Dlatego postawiłam na serię Samsonite Lite Alu Box. Jak na aluminiowe walizki są dość lekkie, wytrzymałe, mają dzielone wnętrze i sprytne kieszonki. No i są piękne.
Air Tag
Mam szczęście, bo bardzo rzadko zdarza mi się, by bagaż nie doleciał ze mną do domu. Ale właśnie na takie sytuacje zaopatrzyłam się w komplet Air Tagów – czyli znaczników pozwalających lokalizować przedmioty oraz alarmujących nas, jeśli coś za sobą zostawimy. Umieszczam je w walizkach (większość dużych linii lotniczych na to pozwala) i nawet jak się zgubi, będziemy w stanie ją zlokalizować, w torebce czy kluczach do domu.
+słuchawki z funkcją aktywnego wyciszania hałasu tła
Nawet takie małe, douszne. Pozwalają „odciąć” się od hałasu na lotnisku czy w samolocie, uspokoić głowę. No i oczywiście posłuchać ulubionego podcastu czy obejrzeć film bez zakłóceń w tle.
Aparat Sony Alpha 7 III
Po walizce, najwierniejszy towarzysz moich podróży (co widać bo zdartej farbie z korpusu;)). Wiem, że iPhone robi świetne zdjęcia - i takie też robię - ale fotografując aparatem mam wrażenie, że robię to inaczej, inaczej patrzę na świat i wyłapuję w nim inne rzeczy. Jestem dziennikarką, a moje teksty lubię uzupełniać własną fotografią. Zazwyczaj też to właśnie zdjęcia z aparatu lądują na moim feedzie na Instagramie, który dla mnie jest dodatkową formą komunikacji z moimi czytelniczkami czy czytelnikami.
Mój domyślny zestaw to body, obiektyw 35 mm 1.8 (jest mały, poręczny i świetny do zdjęć jedzenia) oraz ukochany G Master 70-200 ze stałym światłem 2.8 - genialnie zaprojektowany i wyważony, niezastąpiony w fotografii przyrody czy architektury.
Hoodie
Czyli bluza z kapturem. Łatwo się przebodźcowuję, więc oversizeowa bluza to taki mój mały kokon, w którym mogę się schować i uspokoić myśli. Ulubione to te kupione w sklepie surferskim w San Sebastian (praktyczna pamiątka) z grafiką przedstawiającą gildię, czyli typowe pintxos z anchois i papryczki, a druga - hoodie Sporty & Rich, które upolowałam w sklepie RPM.
i Birkenstocki
Jestem wyznawczynią. Udaje mi się w nich przechodzić niemal cały rok. Dla mnie są superuniwersalne – do tańca i do różańca. Mogą być do samolotu, na zwiedzanie miasta i na kolację (zawsze wybieram model Arizona w czarnym kolorze). Dzięki wyprofilowanej podeszwie nadają się na długie spacery, a przy tym świetnie sprawdzają się także w terenie.
Maseczki w płachcie
Nauczyłam się tego od znajomej Tajki, która przekonała mnie, że samolot to czas na dbanie o skórę, a nie na make-up. Zwłaszcza, że w większości samolotów powietrze jest bardzo suche i może podrażniać naszą skórę. Rozwiązanie – jednorazowe chusteczki do przemywania twarzy oraz maseczki w płachcie, które pozwalają wykorzystać czas spędzony w samolocie na pielęgnację skóry, a jednocześnie zapobiegają jej wysychaniu. Ulubiona to kultowa maseczka Biodance z kolagenem oraz Mediheal Dermaplus – nawilżająca oraz z wąkrotką azjatycką.
I jeszcze więcej nawilżania
Po nawet krótkim locie samolotem nie ma takiej ilości nawilżenia, której nie przyjęłaby moja skóra. Na co dzień moja pielęgnacja bazuje na kosmetykach Laneige, więc w podróż zabieram miniaturki z serii Water Bank – krem, krem pod oczy oraz toner, a także balsam do ust. Całość uzupełniamy genialną mgiełką Summer Fridays Jet Lag Skin Soothing Hydration Spray (ma małe opakowanie, więc idealna do bagażu podręcznego). Do tego travel size kremu do rąk oraz balsamu Olive Era, który ma genialny zapach. Tyle na podróż. A na sam wyjazd - suchy olejek Nuxe z drobinkami złota (uwielbiam wszystkie glittery i brokaty), który lubię mieszać z dowolnym balsamem dla ożywienia wyglądu skóry oraz ich masełkowy SPF do twarzy. Świetnie nawilża, ma lekką konsystencję i kremowy kolor, jest tak fajny, że nigdy nie zapominam go nałożyć.
Kosmetyczki Hay
Jedna na kosmetyki, druga – na wszystkie potrzebne kable, przejściówki, powerbanki, adaptery do kart pamięci, ładowarki (pół mojego bagażu to zwykle elektronika). Są wytrzymałe, pojemne, ale i superlekkie. Można też je łatwo wyczyścić. W Polsce kupuję je w Nap.
Duży shopper
Przydaje się w czasie wyjazdów, ale też jako uzupełnienie bagażu. Mieści aparat, wodę, przekąski, a sam nie waży dużo. Mój ulubiony to torba przywieziona z restauracji Quintonil w Mexico City. Druga na podium – bandanowa torba z LeBrand.
Butelka na wodę
To chyba oczywista oczywistość. W samolocie stoi przede mną i jest przypomnieniem, by pić więcej wody. W podróży pozwala uniknąć tony plastiku. A dodatkowo – jest pamiątką ze wspaniałej wyprawy do Chile i znajdującej się tam restauracji Borago.
Ziplocki, czyli woreczki strunowe, takie, w jakie pakuje się kosmetyki z bagażu podręcznego. Lubię wziąć do walizki 2-3 ekstra, na pamiątki, kosmetyki czy drobne monety.
Scyzoryk Opinel
Zwykle moje podróże to jedzenie – ale często w tych wyprawach towarzyszą mi znajomi. Opinel przyda się, gdy trzeba się czymś podzielić, zrobić sobie piknik przy drodze, pokroić kupiony właśnie kawałek rzemieślniczego sera. Opinel to klasyka sama w sobie – jest niezniszczalny, a jednocześnie ładny i wygodny. Uwaga – jeśli lecimy samolotem, to pakujemy go do bagażu nadawanego (wiem, bo przez gapiostwo straciłam tak już dwa ;-) ).