5 na 5. Najciekawsze wystawy w Polsce według Solo Show
Tomasz Szymański, w Internecie znany pod nazwą Solo Show, robi wiele dobrego dla sztuki współczesnej. Symbolicznie wyprowadza ją z murów muzeów i galerii do ludzi, obala mit o jej zamkniętym, snobistycznym charakterze. Przekonuje, że obcować z nią może każdy, niezależnie od posiadanej na jej temat wiedzy. Zagląda do pracowni artystycznych, odwiedza wystawy, rozmawia z twórcami. Zachęca swoich widzów do krytyki oraz wyrabiania własnej opinii. Trudno wyobrazić sobie lepszego przewodnika po najciekawszych ekspozycjach, które można obecnie zobaczyć w Polsce.
Tomasz Szymański: Oto moje polecajki!
Janów – obecnie chyba moje ulubione miejsce na Ziemi, a z pewnością główny kandydat na emerytalną przeprowadzkę. Pojechałem tam pierwszy raz kilka miesięcy temu, żeby nagrywać materiał, i… wsiąkłem po uszy.
To właśnie tutaj powstaje jedna z najtrudniejszych tradycyjnych tkanin – legendarna dwuosnowówka. Jej tworzeniem zajmuje się dziś już tylko kilkanaście osób. Kiedy dotarłem do Janowa, nie zobaczyłem jednak zanikającego rzemiosła, tylko kulturę, która wciąż tętni życiem – i, co ważne, na szczęście znów zaczyna zyskiwać popularność.
Od dawna w Polsce brakowało tak przekrojowej prezentacji współczesnej artystycznej fotografii. Jeśli wciąż postrzegacie to medium jako płaski wydruk przytwierdzony do ściany, ta wystawa może was naprawdę zaskoczyć.
Na zwiedzających czeka m.in. łóżko inspirowane kultowymi czarnymi siatkami z napisem „boss”, gigantyczna (i w pełni funkcjonalna) piłka z nadrukowanymi zdjęciami Agnieszki Sejud, a także moja ulubiona część – projekt Anety Grzeszykowskiej „Franciszka”, w którym artystka konfrontuje wyobrażenia o swojej córce z rzeczywistością za pomocą fotografii i ręcznie szytych lalek.
Dla mnie to jedno z najważniejszych odkryć ostatnich miesięcy. Okazuje się, że w Muzeum Fotografii w Krakowie można zwiedzać nie tylko fantastyczne wystawy, ale też magazyny oraz całe zaplecze – inwentaryzacyjne, digitalizacyjne i wiele więcej. To wyjątkowa sytuacja: mamy dostęp do żywej tkanki muzeum, przestrzeni, w której muzealnicy na co dzień wykonują swoją pracę i gdzie przechowywane są całe zbiory. Oprowadzania prowadzą pracownicy z różnych działów – każdy z inną perspektywą, wrażliwością i uwagą na detale.
Wystawa ma wiele atutów: fantastyczne tkaniny – oczywiście. Niezwykłe rzeźby – jak najbardziej. Cudowna ceramika – wszystko się zgadza. Ale to, co dla mnie najważniejsze, to sposób, w jaki ujawnia ona mechanizmy powstawania sztuki ludowej. Na ile jest to rzeczywiście swobodna, organiczna twórczość wiejskich artystów i artystek, a na ile odpowiedź na oczekiwania odbiorców z miasta? To wystawa, która burzy romantyczne wyobrażenia i zmusza do zmiany optyki. Dla mnie to była prawdziwa rewolucja w myśleniu. Trzeba zobaczyć!
Do pracowni Tchorka trafiłem po raz pierwszy ponad rok temu i od tamtej pory z niecierpliwością czekałem, aż miejsce otworzy się dla szerszej publiczności. Stało się to pod koniec lutego – i było warto czekać. Wiele osób nazywa tę przestrzeń „paryską” – nie bez powodu. Wysokie przeszklenia, mnóstwo światła, fantazyjne meble i – przede wszystkim – rzeźby. Głównie portretowe, balansujące na granicy figuracji i abstrakcji. To miejsce, które działa na wyobraźnię i zmysły. Trudno nie ulec jego aurze.