„Kolory nabrały dla mnie zupełnie nowych znaczeń”. Rozmowa z malarką Beatą Konarską
Obrazy niejednokrotnie powstawały w wyniku wizji i odczuć wprowadzających mnie w trans, podczas którego malowałam. Ten specyficzny, nowy dla mnie sposób tworzenia zaprowadził mnie w stronę ekspresyjnej abstrakcji, w której figuratywność - jeżeli się pojawia - ma swoją ważną dla mnie funkcję symboliczną – tak o swojej pracy doktorskiej „Narodziny Kolorów” opowiada nam malarka Beata Konarska. Obrazy można oglądać na wystawie w Muzeum Ziemi w Warszawie do 26 listopada 2023 roku. LABEL jest patronem medialnym wydarzenia.
Autor: MB
Zdjęcia: Mela Konarska, Patrycja Tatałaj, archiwum prwatne artystki
We wcześniejszych cyklach obrazów poruszasz tematy społeczne. W „2020” portretujesz czasy pandemii i lockdownów, w „Love is Love” mówisz o miłości nieheteronormatywnej. Wydaje się, że „Narodziny Kolorów” to Twoja najbardziej osobista seria obrazów.
Malarstwo jest moim naturalnym sposobem zapisywania tego, co w danym momencie jest dla mnie ważne. Tym razem były to procesy wewnętrzne, ale i obserwacje dotyczące świata w jego wymiarze materialnym i duchowym. Tworzenie pracy doktorskiej miało miejsce w ważnym momencie mojego życia, w którym transformacje zachodziły na wielu poziomach i równocześnie czułam, że porzucam starą skórę i przepoczwarzam się jako artystka. „Narodziny Kolorów” to moje bardzo głębokie i osobiste doświadczenia twórcze.
Jaka historia kryje się za „Narodzinami Kolorów”?
Od pewnego czasu, kolory zaczęły intensywnie pojawiać się na mojej drodze. Zaczęłam wnikliwie przyglądać się moim doświadczeniom związanym z ich wielkim potencjałem, rolą w przyrodzie, symboliką w różnych kulturach na przestrzeni dziejów. Dodatkowo zaczęłam zgłębiać stany nazwane przez psychiatrę Stanislava Groffa holotropowymi, które towarzyszą mi od dzieciństwa. Wtedy były dla mnie niezrozumiałe i je tłumiłam. Na tym etapie życia uznałam je za dar i zaczęłam świadomie eksplorować bez użycia jakichkolwiek substancji psychoaktywnych. „Narodziny Kolorów” są zapisem intensywności tej drogi oraz jej mistycznego wymiaru.
Czy potrafisz sama wywołać u siebie taki stan poszerzonej świadomości?
Są sytuacje, w których pojawiają się same, natomiast metoda, która w kontrolowany sposób umożliwia taką podróż, to między innymi oddychanie holotropowe. Rodzaj pogłębionego oddechu w połączeniu ze specyficznie dobraną bardzo głośną ścieżką dźwiękową oraz opaską na oczach mogą wprowadzić w stany przypominające te, które odczuwane są po zażyciu substancji psychodelicznych. Oddychanie holotropowe to bardzo intensywna praktyka pracy wewnętrznej, wykorzystująca potencjał „inner healera”, czyli wewnętrznego uzdrowiciela. W moich doświadczeniach holotropowych pojawiały się też wątki mistyczne, ale równocześnie niezwykłe wglądy w połączenia rodzinne, kalki transgeneracyjne. Obszary, które skrywa podświadomość są wielką skarbnicą wiedzy na temat świata wewnętrznego człowieka. Zgłębianie tych obszarów to niezwykła podróż, dzięki której można lepiej zrozumieć skomplikowane mechanizmy, które mają wpływ na nasze życie.
A kiedy pojawił się kolor?
I to jest bardzo ciekawe pytanie, bo tak naprawdę cały czas nie wiemy, czym dokładnie jest kolor. Odbieramy jedynie wrażenia, ale czy kolor sam w sobie istnieje, i co to znaczy, że istnieje? Jest iluzją. Za kolorem kryje się wielka tajemnica wszechświata, i to jest dla mnie fascynujące. Na początku życia na Ziemi organizmy nie miały oczu. Nie miały w związku z tym możliwości rozpoznawania kolorów. Wraz z rozwojem i wyodrębnieniem w ciele oczu oraz ich ewolucją, u niektórych organizmów pojawiła się zdolność percepcji światła, dzięki której zaczęły postrzegać kolory. Pierwszym rozpoznawalnymi były czarny i biały. Następnie, z biegiem czasu, organizmy zaczęły rozpoznawać kolory czerwony, żółty i niebieski - które do dziś, w świecie ludzkim, tworzą paletę kolorów podstawowych. Mieszając je uzyskujemy kolory, które w 1666 roku Isaac Newton wyodrębnił w swoim eksperymencie z rozszczepieniem światła słonecznego za pomocą pryzmatu. Są to kolory tęczy: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, fiolet. I te kolory właśnie w naturalny sposób pojawiły się na mojej drodze. Jednak jako pierwszy, otwierający „Narodziny Kolorów” był róż. Pojawia się też biel, czerń i złoto. Seria zakończyła się symbolicznym jedenastym obrazem – „Narodzinami Lotosu”, który jest symbolem czystości, transformacji i oświecenia, a dla mnie również symbolem światła. Kolor bez światła nie istnieje, musiało się zatem narodzić.
Twoja transformacja wewnętrzna ma też odbicie w sposobie malowania – w „Narodzinach Koloru” posługujesz się głównie abstrakcją, prawie w ogóle nie ma w tych obrazach figuratywności.
To prawda. W moim malarstwie musiałam radykalnie zmienić optykę i sposób wyrażania emocji, które nie mogły popłynąć w starym schemacie twórczym. Czułam potrzebę pracy ciałem, korzystania z jego dynamiki, wykorzystywania wielkiego potencjału ekspresji, która jest moim naturalnym zasobem i teraz nie mogła być stłumiona. Obrazy niejednokrotnie powstawały w wyniku wizji i odczuć w stanach poszerzonej świadomości wprowadzających mnie w trans, podczas którego malowałam. Ten specyficzny, nowy dla mnie sposób tworzenia zaprowadził mnie w stronę ekspresyjnej abstrakcji, w której figuratywność - jeżeli się pojawia - ma swoją ważną dla mnie funkcję symboliczną.
W „Narodzinach Kolorów” sięgasz też po symbole.
Zdarzało się, że po namalowaniu obrazu dostrzegałam symbolikę, którą dany kolor reprezentuje. Zagłębiałam się w jego warstwy znaczeniowe, i okazywało się, że powstaje jakieś magiczne kontinuum mojej osobistej historii i historii koloru. Miałam głębokie poczucie, że doświadczałam archetypowej mocy kolorów. Podobnie było z istotami, które pojawiały się na mojej drodze.
Pewnego dnia miałam spotkanie ze złotym żukiem, który pojawił się jako bohater obrazu „Narodziny Złota”. Analizując ten obraz, zagłębiłam się w symboliczne znaczenie złotego skarabeusza, sięgające tradycji starożytnego Egiptu, w której był on bóstwem związanym z bogiem słońca Ra i symbolizował proces równoczesnego umierania i narodzin. Żuk toczy kulkę gnoju, w której składa jaja, z których wykluwa się potomstwo. Z martwego powstaje życie. W „Narodzinach Czerni” pojawił się Uroboros - wąż zjadający swój własny ogon - symbol stale powtarzającego się procesu przemiany materii, równoczesności życia i śmierci. „Narodziny Kolorów” są etapem mojej twórczości, w którym to kolory, symbole i archetypy nadawały sensy, pomagały zrozumieć skomplikowane procesy, stany świadomości i nieświadomości. Pozwalały mi zanurzyć się głęboko w jeden wszechorganizm i zrozumieć, że jestem jego elementem w nieustającym procesie narodzin i umierania.
W najnowszym cyklu obrazów powraca też jeleń. Dlaczego znów go portretujesz?
Jeleń z obrazu „Narodziny zieleni” pojawił się w moim życiu w sposób niezwykły – leżałam na łące w pełnej dezintegracji, w bardzo trudnym momencie mojego życia. Nagle z lasu graniczącego z łąką zaczęły dobiegać intensywne odgłosy szamotaniny, a po chwili wyskoczył jeleń, pędząc prosto na mnie. Zatrzymał się tuż przede mną jak wryty, ewidentnie skonfundowany i wyrwany ze swojego szaleństwa. Jego poroże pełne było splątanych chaszczy. Z jednej strony byłam przerażona, bo myślałam, że mnie staranuje, a z drugiej- nie widziałam nigdy wcześniej, żeby jeleń miał w porożu takie kłębowisko zielska. Wszystko razem wyglądało zarazem strasznie i komicznie. Ja byłam przerażona nagłą obecnością jelenia. A on był ewidentnie przerażony mną. Gdy podnosząc się powoli zadałam mu pytanie: „co tu robisz jeleniu”, zrobił w miejscu skok o 180 stopni i pędząc wskoczył z powrotem w ścianę lasu, wydając cały czas te dziwne dźwięki. Dopiero później, kiedy zadawałam sobie pytanie, czy to naprawdę się wydarzyło, dotarło do mnie, jak niezwykłe było to spotkanie z wielkim, dzikim zwierzęciem. Jeleń w swoim szaleństwie dokładnie uosabiał stan, w którym wtedy byłam. To było dla mnie niemal jak mistyczne spotkanie z własną duszą. Jeleń był lustrem, w którym zobaczyłam siebie.
Tworzysz sztukę site-specific - wszystkie twoje instalacje i wystawy są bardzo mocno powiązane z miejscem ich ekspozycji. Dlaczego tym razem wybrałaś Muzeum Ziemi w Warszawie?
Szukałam miejsca, które weszłoby z moimi pracami w dialog. Zamknęłam oczy i zobaczyłam Muzeum Ziemi. Bardzo istotny jest dla mnie aspekt genius loci – kontekst miejsca, jego energia, a w tym przypadku eksponaty, które są naturalnym dopełnieniem wystawy. Energia zawarta w kamieniach, skałach, minerałach oraz ich kolorystyka bezpośrednio wiążą się z moją pracą.
To między innymi z minerałów właśnie pozyskiwane były pierwsze kolory. Dodatkowo wzdłuż ścian wokół obrazów znajduje się stała wystawa muzealna o charakterze naukowym. Powstała w ten sposób wielowarstwowa ekspozycja site-specific, na której każdy element ma swój nadany sens oraz dodatkowo zachodzi synergia między wystawami, budująca nowe warstwy znaczeniowe. Synergia przyrody, nauki i sztuki. Czy można opisać obrazy za pomocą opisów procesów kształtowania Ziemi, skał, topografii terenu, zjawisk geologicznych? Mam wrażenie, że te naukowe teksty wraz z fotografiami i wykresami metaforycznie najlepiej oddają charakter moich prac. Co więcej, czytając te opisy mogę lepiej zrozumieć procesy zachodzące we mnie. Ta paralelność pokazuje, że wszystko jest w jakimś sensie do siebie podobne. Narodziny, wzrost, formowanie, dekonstrukcja, obumieranie, śmierć, rozkład – wszystkie procesy zachodzące w człowieku w gruncie rzeczy przypominają cykle kształtowania ziemi. „Narodziny Kolorów” są właśnie tą opowieścią. Poza tym żyjemy w dobie katastrofy klimatycznej, więc temat naszej planety oraz jej zasobów jest ważnym zagadnieniem mojej sztuki. Misją wystawy jest pokazanie odbiorcom piękna Ziemi. Muzeum jest odwiedzane przez wycieczki szkolne, młode pokolenia, które mają szansę zachwycić się jej pięknem oraz bogactwem. Muzeum Ziemi w dzisiejszych czasach powinno być kluczowym miejscem edukacyjnym. Niestety nasze warszawskie muzeum znalazło się w bardzo trudnym położeniu. Zapadły odgórne decyzje dotyczące zamknięcia tej placówki, a sprawę przejęła komisja likwidacyjna. Jako artystka i warszawianka czuję głęboki sprzeciw wobec tej absurdalnej koncepcji.
W szklanych gablotach, które towarzyszą Twoim obrazom, umieszczasz swoje osobiste przedmioty. Co chciałaś w ten sposób przekazać?
Dyrektorka Muzeum Ziemi Pani Anna Piontek umożliwiła mi skorzystanie z zasobów muzealnych, dzięki czemu mogłam stworzyć odpowiednie środowisko ekspozycyjne (art environment), dobierając eksponaty bezpośrednio otaczające wystawę tak, żeby całość wzajemnie przenikała się. To zanurzenie się w magazyny muzealne, w których znajdują się tysiące skał i minerałów, w asyście Pana Krzysztofa Maliszewskiego - było dla mnie rajem. Kamienie są bardzo ważne w moim życiu, zbieram je od dziecka, przywożę z różnych miejsc. Uwielbiam ich bogactwo kształtów, struktur i kolorów. Osiem szklanych ekspozytorów wokół instalacji jest zaaranżowanych przez mnie w stylu cabinet de curiosité. Znajdują się w nich minerały muzealne połączone z moimi szkicami, rzeźbami, pamiątkami i artefaktami, tworząc niezależną opowieść wizualną łączącą się z malarstwem. Każdemu obrazowi na sali głównej kolorystycznie przyporządkowany jest ekspozytor, na którym znajduje się QR kod, przekierowujący do opisu każdego obiektu - zarówno obrazów, jak i minerałów.
Ale na tym „Narodziny Kolorów” się nie kończą.
Centralnym elementem ekspozycji jest instalacja polisensoryczna oparta na równoczesnym oddziaływaniu koloru i dźwięku, nawiązująca do starożytnego wedyjskiego postumentu Lingam-Yoni. Symbolizuje on równowagę energii męskiej i żeńskiej w człowieku i we wszechświecie. Lingam reprezentuje męską energię inicjującą procesy tworzenia, Yoni – matkę naturę i jej potęgę dawania życia. Moją intencją było stworzenie obiektu będącego połączeniem tych elementów w formie przestrzennego symbolu, który będzie reprezentował jedność męskiej i żeńskiej energii oraz metaforycznie łączył proces twórczy z procesem uzdrawiania. Do skomponowania muzyki, będącej integralnym elementem instalacji, zaprosiłam Joannę Halszkę Sokołowską. Czuję głębokie połączenie z twórczością tej artystki. Nasze wspólne zanurzenie się w przepływach energii wokół instalacji, w głębokim procesie współodczuwania kolorów i ich symboliki, przeplatane z medytacją, intuicyjnym śpiewem, wzajemnym trzymaniem dla siebie przestrzeni były punktem wyjścia do stworzenia muzyki. Instalacja daje możliwość „zanurzenia się” w kompozycjach barw oraz w muzyce. Obiekt jest miejscem zatrzymania, medytacji – poddania się przepływowi energii fal koloru i dźwięku.
Beata Konarska w 1999 roku ukończyła z wyróżnieniem Wydział Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie obecnie prowadzi Pracownię Koncepcja Obrazu na Wydziale Sztuki Mediów. Jest współautorką instalacji site-specific stworzonych na zamówienie instytucji publicznych, takich jak „Pegazy” na Placu Krasińskich w Warszawie dla Biblioteki Narodowej, „Koguty” przed Ambasadą Francji, „Dom na Drzewie” dla Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie.
Artystka do ekspozycji swoich prac często szuka niestandardowych przestrzeni (m.in. śmieciarki MPO, witryny sklepowe, elewacje budynków). W 2020 roku na elewacji byłego liceum, a obecnej siedzibie Komuny Warszawa zawisła wystawa malarstwa „2020”. W 2022 roku przed Pałacem w Wilanowie stanęła instalacja kinetyczna Kosmos, która obecnie znajduje się przed Muzeum Ziemi w Warszawie.
Wystawa „Narodziny Kolorów”, Muzeum Ziemi PAN w Warszawie, 14 września – 26 listopada 2023 r. Więcej o wystawie można przeczytać TUTAJ >>
Rozmawiała Magda Burkiewicz