„Płótno jest lustrem” – rozmowa z artystką Basią Flores
Basia Flores to artystka, której językiem jest kolor. Swoją słabość do mocnych barw wyraża zarówno w ubiorze, jak i aranżacji swojej pracowni. Podkreśla przy tym, że płótno, na którym maluje, traktuje jak lustro. Nie dziwi więc, że jej dzieła zachwycają feerią kolorów, a ich tematem najczęściej są kobiety.
Joanna Sokołowska: Ostatnio rozmawiałaś z Labelem w 2017 roku. Co zmieniło się w Twoim życiu od tego czasu?
Basia Flores: Zmieniło się całkiem sporo. Przede wszystkim zmieniły się skala i formaty, w których pracuję. Wciąż zajmuję się ilustracją, w tym prasową i książkową, jednak obecnie częściej maluję na wielkoformatowych płótnach.
Zafascynowało mnie malarstwo, bo zawiera w sobie ruch. Czasem wręcz myślę, że to dziedzina bliska tańcu.
Niezmiennie moim językiem jest kolor, którym posługuję zarówno w ilustracjach, jak i obrazach.
Oprócz tego zaczęłam wykładać ilustrację na uczelni, a także kilkukrotnie zmieniała się lokalizacja mojej pracowni. Ostatecznie moja nowa siedziba powstaje w samym centrum Katowic, w naprawdę dobrym towarzystwie. Zaraz obok znajduje się BWA Katowice, z okien widzę Spodek i galerię Rondo Sztuki. Cieszy mnie, że mogę dołączyć do tego zagłębia artystycznego. Otwarcie pracowni planuję już na początek sierpnia.
Studio jest większe, bardziej przestronne, zmieniam też jego konwencję. Tworzę przestrzeń otwartą dla ludzi. Sprzyja temu zamysłowi wnętrze – ma duże okna skierowane na ulicę, przez które w każdej chwili będzie można zajrzeć i obserwować moją pracę. Ponadto zamierzam organizować tu warsztaty. Zachęcam też do wpadania do mnie na kawę. Czekam na gości z moim pięknym, różowiutkim ekspresem Moccamaster, który jest moim amuletem!
Dotychczas miejsca, w których pracowałaś, były urządzone w bardzo charakterystyczny sposób. Uwagę zwracała zawsze np. duża sofa w kształcie ust. Czy masz zamiar przenieść elementy z poprzednich pracowni do nowej przestrzeni, czy aranżujesz wnętrze od zera?
Są elementy, które zawsze ze mną podróżują. Wśród nich są kanapa, o której mowa, i gramofon. Nie mogę się również rozstać z deską kreślarską, z której kiedyś korzystała moja mama, i lampą, której używał mój tata. Ważna jest też dla mnie sztaluga po moim dziadku.
Nowa pracownia będzie się jednak bardzo różnić od poprzednich miejsc, w których pracowałam. Jej wystrój zdefiniował fakt, że będzie otwarta. W jej centrum stanął długi, trzymetrowy stół. Jest tu bardzo dużo różnych krzeseł, które skrupulatnie zbierałam na przestrzeni lat, oraz książek, które lubię. Istotnym elementem wystroju są także dwa zielone fotele „Muszelki”, które dostałam w prezencie. Właściwie niemal każdy element tego wnętrza ma jakąś historię.
Dominującą barwą w pracowni jest jaskrawa zieleń. To zastany kolor witryn, który początkowo planowałam zmienić, ale nie byłoby to łatwe. Ostatecznie zamiast dopasowywania witryn do aranżacji, postanowiłam dopasować aranżację do witryn.
Czy to, co Ciebie otacza, wpływa na Twoją twórczość?
Bardzo. Sądzę, że to generalna zasada – to, co nas otacza, na nas wpływa. To, w jaki sposób zagospodarowane są ulice, jak urządzona jest przestrzeń wokół nas, z jednej strony może powodować niepokój, z drugiej może nas uspokajać czy rozweselać. Patrząc na przedmioty, podobnie jak na obrazy, możemy w pewien sposób emocjonalnie się wzbogacać. Przestrzeń, którą kreuję, otula mnie kolorami, tkaninami i wspomnieniami. Wprawia mnie to w dobry nastrój, w którym tworzy mi się najlepiej.
Czy masz jakieś dodatkowe warunki, które muszą być spełnione, aby powstała świetna praca?
Najważniejsze są dla mnie dbanie o dobrostan wewnętrzny i jednoczesne obcowanie ze światem zewnętrznym. Jedno i drugie będę mogła realizować w pracowni. To oaza urządzona po mojemu, w której czuję się dobrze. Jednocześnie już wkrótce będę mogła tam utrzymywać relacje z ludźmi, czerpiąc od nich inspiracje.
Co jeszcze twórczo Ciebie napędza? Gdzie znajdujesz pomysły na swoje prace?
Inspiracje zbieram cały czas. Twórczo napędza mnie wszystko, czego doświadczam – czy to poprzez czytanie książek, oglądanie filmów, czy rozmowę z drugiem człowiekiem.
Inspirują mnie czasem rzeczy pozornie prozaiczne – na przykład zestawienie dwóch aut na parkingu w interesujących kolorach bądź ciekawy (czy nieciekawy) ubiór mijanej osoby. Generalnie uwielbiam obserwować ludzi, zarówno pijąc kawę w kawiarni, jak i jeżdżąc komunikacją miejską. Podglądam ich charakterystyczne gesty, ich mimikę. Czasem zainspiruje mnie nawet rzucone słowo, z którego powstaje w głowie skojarzenie, jakaś historia, która staje się podstawą do malowania obrazu.
A czy jest jakaś technika, w której chciałabyś sprawdzić się w przyszłości?
Chciałabym spróbować swoich sił w animacji. Jednocześnie mam poczucie, że w dziedzinach, którymi się zajmuję, wciąż jest wiele do odkrycia. Na przykład zawsze chętnie wracam do pracy nad ilustracją książkową – to na pewno temat, który chciałabym bardziej zgłębić. W planach mam także malowanie na jeszcze większych formatach płócien niż dotychczas.
Częstymi motywami Twoich dzieł są kobiety i zwierzęta. Jak to się stało, że skupiasz się właśnie na nich? Co te motywy znaczą dla Ciebie osobiście?
Często maluję kobiety, bo uważam, że płótno jest pewnego rodzaju lustrem.
Patrzę na świat z perspektywy kobiecej, dlatego jest mi ona najzwyczajniej najbliższa, najbardziej naturalna. Moje obrazy są efektem refleksji nad rzeczami, których doświadczam.
Lubię portretować zwierzęta, bo mnie rozczulają. Jest w nich coś czystego. Jedyną istotą, która mi zawsze towarzyszy w procesie twórczym, jest mój pies. Jego bezpośrednie towarzystwo wpływa na tematykę moich prac. Często wydaje mi się też, że patrzenie na świat oczami zwierząt jest lepsze niż z ludzkiej perspektywy.
Już wiemy, że lubisz bezpośredni kontakt z ludźmi i zwierzętami. Jednak w dzisiejszych czasach nieodłącznym elementem pracy artysty jest również kontakt z odbiorcami poprzez media społecznościowe. Przychodzi Ci to łatwo, czy bywa źródłem frustracji?
Bywa! Myślę, że już nie zdaję sobie sprawy, jak bardzo te media społecznościowe wpływają na to, jak funkcjonuję. To już chyba stała się pewnego rodzaju praca automatyczna. Uważam, że patrzenie w ten świat wirtualny jest często zgubny. Przychodzą momenty, gdy najchętniej bym się od niego odcięła, ale jest to niemożliwe. Łatwo jest wpaść w pułapkę ciągłego scrollowania, a ja wolę angażować się w prawdziwe życie. To jest dla mnie priorytet.
Jednocześnie, nie ma co ukrywać, media społecznościowe to wspaniałe narzędzie promocyjne. Czasem sięgam po nie z wielką chęcią – zwłaszcza że zbudowałam dobrą relację ze swoimi obserwatorami na Instagramie. Z niektórymi utrzymuję już kontakt od wielu lat. Ci ludzie wspierają mnie od początku mojej drogi twórczo-instagramowej, bardzo to doceniam.
To taki miks uczuć, typowe love-hate relationship.
Pozostając w temacie współczesnych wyzwań, przed którymi stoją artyści – jaki jest Twój stosunek do wykorzystywania w twórczości sztucznej inteligencji? Jesteś w grupie tych, którzy patrzą na nią z dystansem, czy się tych, którzy się na nią otwierają?
Na pewno nie patrzę na to zjawisko w sposób lękowy. Nie ma we mnie strachu, że sztuczna inteligencja odbierze mi pracę. Emocje budziło też kiedyś pojawienie się na rynku komputerów czy programów graficznych. Ludzie wieścili koniec ery tradycyjnej sztuki, a ten lęk okazał się niepotrzebny, ludzie wciąż tworzą manualnie. Myślę, że AI powinno się traktować jako narzędzie, uczyć się, jak można je wykorzystać. Może dzięki jego popularności na wartości zyskają rękodzieła? Mam wrażenie, że już taka sytuacja ma miejsce.
Świat się zmienia. Świat zmienił się również wtedy, gdy wynaleziono kolej, fabryki, telefony. Zmiany są nieodłączną częścią życia. Trzeba nauczyć się z nimi żyć.