TEN Salon projektu Julii Bimer. Surowe piękno industrialu
Architektka Julia Bimer w miejscu, które kojarzyć ma się z pięknem, daje nam estetykę nieoczywistą i surową. Razem w Łukaszem Mazolewskim, fryzjerem i właścicielem salonu TEN, stworzyła industrialną przestrzeń, oszczędną w kolory, zanurzoną w metalu, surowych tynkach i betonie.
Autor: MB
Po kilkunastu latach salon fryzjerski Łukasza Mazolewskiego zmienił nie tylko adres, ale i wystrój wnętrza. W nowym lokalu przy Poznańskiej 24 w Warszawie powstała przestrzeń zgodna z filozofią marki TEN, która szczególną uwagę przykłada do ekologii. Jak opowiada nam Julia Bimer, podobnie podejście przyświecało jej podczas projektowania wnętrza: "Chcieliśmy ratować co się da i nie marnować materiałów".
Punktem wyjścia dla projektu wnętrza był wygląd opakowań kosmetyków TEN. Proste, aluminiowe butelki z czarnym logo marki zaważyły na doborze materiałów. Ten wybór był na tyle radykalny, że Lexvala, polski producent oświetlenia, specjalnie do tego wnętrza wykonał kinkiety z aluminium, a nie ze stali, jak zazwyczaj.
"Łukasz od początku szukał lokalu industrialnego, który miałby już konkretny charakter. Nie chcieliśmy robić nowiutkiego, czyściutkiego wnętrza, tylko wykorzystać starą tkankę i uszanować ją" – opowiada Julia Bimer. Przy Poznańskiej 24 mieścił się wcześniej klub Kosmos, architektka zachowała więc całą typowo gastronomiczną instalację wentylacji. Uratowały się też stare tynki, ceglana ściana, którą pomalowano na biało, betonowa podłoga i metalowo – szklane półki w oknach.
Julia Bimer wspomina, że wręcz prosiła ekipę remontową, by żadnych dziur czy ubytków, które pojawiły się podczas prac, nie łatano. Do uzupełnienia starych tynków wykorzystano farby strukturalne, w miejscu gdzie niegdyś była tapeta, architektka zdecydowała się zostawić surową ścianę, ze śladami kleju i przebarwień. "Sama bym tej kompozycji nie wymyśliła" – śmieje się.
Czarny regał USM to jedyny nowy mebel w tym wnętrzu. Fotele fryzjerskie japońskiej marki Takara Belmond pochodzą z poprzedniego salonu Łukasza Mazolewskiego, skórzaną, szwajcarską sofę Julia upolowała na OLX, wieszak – w jednym ze sklepów z meblami vintage na Instagramie.
Julia Bimer od początku chciała, żeby w tym salonie pojawiła się sztuka. "Obraz Michała Slezkina "Gorgona" przywiozłam na sesję zdjęciową, ale jak tylko stanął w salonie, Łukasz nie chciał go oddać" – wspomina. Płótno idealnie wpasowało się we wnętrze kolorystyką i tematyką – z głowy mitycznej Meduzy wyrastają włosy z węży. A ponad nimi wije się kompozycja z czarnych kabli, która świetnie uzupełnia obraz.
Tuż przy kanapie zawisła lampa-rzeźba projektu Marka Bimera. To jedyny taki model wśród prac artysty, który powstał poprzez łączenie elementów ćwiekami. "Zawsze staram się wykorzystywać rzeźby taty w swoich wnętrzach, doradzamy sobie, nawzajem się podkochujemy w naszych projektach" – mówi architektka.
Większość ścian pokryły włoskie, białe płytki 10x10 cm. Ciemna fuga wprowadza rytm do dużych płaszczyzn. Metalowe szafki, półki i drzwi nawiązują do opakowań kosmetyków TEN, tak samo jak czarne detale – gniazdka, reflektory sufitowe czy umywalka.
Dużym wyzwaniem było znalezienie kolumny prysznicowej i baterii umywalkowej w mocno industrialnej stylistyce. W końcu udało się sprowadzić idealny model z Nowej Zelandii.
"To był jeden z przyjemniejszych projektów, które robiłam. Od początku dobrze dogadywaliśmy się z Łukaszem. Na pewno będziemy się jeszcze kolegować wiele lat. Łukasz dał mi wolną rękę i zaufał mi. Efekt jest taki, że oboje jesteśmy w tym wnętrzu zakochani" – przyznaje Julia.