Warszawski loft z historią w tle
Z dalekich podróży zwykliśmy przywozić niezapomniane wspomnienia i walizki pełne drogocennych souvenirów. Ale architektka Agata Kasprzyk-Olszewska, właścicielka biura projektowego LOFT Factory, z wizyty w Paryżu wróciła z czymś więcej – pomysłem na projekt oryginalnego, dwupoziomowego mieszkania usytuowanego w historycznej części Warszawy.
Klasyczna architektura starej kamienicy, w której znajduje się apartament, i finezyjne, kute balustrady, będące jej niewątpliwą ozdobą, stały się punktem wyjścia dla całego konceptu – eklektycznego połączenia francuskiego stylu, loftowego charakteru i rodzimych tradycji wzorniczych.
Inwestorka marzyła o przestrzeni pełnej artystycznego ducha, wygodnej i jasnej, w której z przyjemnością mogłaby oddawać się swoim pasjom – literaturze i muzyce.
Wysoki na 6 metrów apartament, zlokalizowany w starej kamienicy z lat 30., wydawał się być do tego stworzony. Nowe lokum miało łączyć uroczy klimat francuskiej garsoniery z surowymi, industrialnymi elementami, a przy tym zachować niepowtarzalny genius loci klasycznej, przedwojennej architektury. Taki stylistyczny miszmasz mógł być prostym przepisem na wnętrzarską katastrofę, ale tak się nie stało.
Agata Kasprzyk-Olszewska stworzyła bowiem wnętrza niespodziewanie harmonijne i przytulne, w których historia tętniącej życiem, dawnej Warszawy spotyka się z siłą wyrazu współczesnej metropolii. Tą aranżacyjną układankę doceniła nie tylko inwestorka, ale też jury międzynarodowego konkursu Europen Property Awards przyznając pracowni LOFT Factory nagrodę za najlepszy projekt apartamentu.
Liczne nawiązania do klasycznego wzornictwa pojawiły się w projekcie architektki w sposób naturalny. Wpłynęła na to zarówno lokalizacja mieszkania, znajdującego się przy Placu Unii Lubelskiej, jak i upodobania inwestorki.
Ta, chcąc oddać ducha warszawskiej bohemy, zapragnęła by w apartamencie swoje miejsce znalazły zabytkowe meble i pamiątki rodzinne, ale też elementy wystroju wnętrza stworzone przez lokalnych artystów i rzemieślników. Takim sposobem do blisko 120-metrowej przestrzeni trafiły spektakularne, żeliwne schody łączące pierwszą kondygnację mieszkania z antresolą.
Wykonane przez miejscowego kowala Piotra Karpiuka mają lekką, ażurową konstrukcję, a ich kute elementy są swoistego rodzaju kontynuacją oryginalnej balkonowej balustrady i ukłonem w stronę architektonicznych tradycji budynku.
Ale by to, co „stare” nie zdominowało współczesnego charakteru pomieszczeń, potrzebna była odpowiednia baza – nieprzytłaczająca, subtelna w wyrazie, ale ponadczasowa i dobrze korespondującą z pozostałymi elementami mieszkania.
W tej roli wystąpiły: jasny parkiet ułożony we wzór francuskiej jodełki, stonowana paleta bieli i szarości, proste formy mebli oraz – całkiem niespodziewanie – industrialne akcenty. Jednym z nich stały się robione na zamówienie lampy o łagodnym, żurawim fasonie, wykonane przez warszawską scenografkę. Widoczne w salonie, jadalni i kuchni stanowią nie tylko miłą dla oka klamrę łączącą aranżację otwartej strefy dziennej, ale też (w przypadku oświetlenia jadalni) rozwiązanie idealnie skrojone pod niestandardową wysokość wnętrza.
Subtelne odniesienia do stylu przemysłowego konsekwentnie pojawiły się także w pozostałych częściach apartamentu – sypialni, łazience czy na antresoli. Nie ulega jednak wątpliwości, że najbardziej widoczne są w strefie kuchennej. Szarą, minimalistyczną zabudowę zestawiono tu z żeliwnymi frontami przeszklonych szafek, kamiennym blatem i cementowymi płytkami, eksponując jednocześnie żeliwny słup konstrukcyjny. Dość minimalistyczna w swoim wyrazie kuchnia świetnie koresponduje z pozostałą częścią mieszkania, a jej chłodną prostotę form ociepla umiejscowiony nieopodal kominek oraz przytulna część jadalniana.
Wyposażona w zaprojektowany przez architektkę stół rodem z francuskiej prowincji świetnie odnajduje się w towarzystwie kubełkowych krzeseł i czarno-białych fotografii – tworząc wnętrze eleganckie, ale z charakterem. A stąd już tylko krok do wygodnego siedziska usytuowanego tuż obok kominka, w którym radośnie trzaska drewno, gdy gospodyni oddaje się jednej z najprzyjemniejszych czynności jaką wymyśliła ludzkość – czytaniu. A jeśli konieczne będzie sięgnięcie po kolejną książkę wystarczy, że po kręconych schodach wejdzie na antresolę.
O ile na pierwszej kondygnacji warszawskiego apartamentu dopaść nas może szara rzeczywistość i domowe obowiązki, o tyle po wejściu na antresolę roztacza się przed nami już tylko wizja błogiego odpoczynku.
Na piętrze znajduje się bowiem prywatna strefa gospodyni. To połącznie pokoju muzycznego i świętego Graala każdego bibliofila. Znajdziemy tu industrialny, zatopiony w ścianie regał, na którym piętrzą się klasyki literatury polskiej i światowej, a tuż obok swoją obecność zaznaczają stare instrumenty. Z rozkoszą więc sięgnijmy po jeden z tomów, i wygodnie rozsiądźmy się przy zabytkowym stoliku do czytania. A jeśli zmęczeni lekturą postanowimy odpocząć, naszym oczom ukaże się piękny widok na cały apartament i… pianino, z którego co wieczór płynął tony jazzowych standardów, łącząc się z trelami ptaków przysiadających na tarasie.
A ten, urządzony w klasyczny sposób, współgra z bryłą budynku i stanowi prawdziwy crème de la crème warszawskiej realizacji. Elegancki, ale zarazem przytulny, zupełnie pozbawiony wielkomiejskiej rezerwy. W paryskim stylu, z żeliwną pergolą i okrągłymi stolikami, wyglądającymi niczym wyjęte z francuskiej kawiarenki, jest miejscem idealnym na leniwe śniadanie lub romantyczną kolację pod gołym niebem. I choć wygląda jakby powstał bez najmniejszego wysiłku, dopracowano go w najdrobniejszych szczegółach – od wyboru desek stanowiących jego podstawę, aż po dopasowanie gatunków kwiatów, jakie zdobią efektowną całość.
Gdy spadnie deszcz, oszałamiający widok na miasto można podziwiać także z okien sypialni znajdującej się na piętrze. W której, oprócz wieczornych ptasich koncertów, do snu utulą nas nucone klasyczne szlagiery, o których nie zapomnimy nawet wpadając w objęcia Morfeusza, gdy już prawie zamykając oko, spojrzymy na zdobiące sypialnie plakaty z największymi gwiazdami światowego jazzu.
Tym razem zamiast do Paryża odbędziemy podróż w zupełnie inne miejsce.